Tytuł oryginału: Glennkill. Ein Schafskrimi
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 262
Ocena: 2
Źródło: własna biblioteczka
Książka "Sprawiedliwość owiec" opowiada historię owiec, które pewnego ranka znajdują swojego pasterza ze szpadlem wbitym w jego ciało. Po dłuższym zastanowieniu rozpoczynają "śledztwo". Tyle o fabule.
Dla mnie ta książka jest jednym wielkim nieporozumieniem. Nie wiadomo właściwie, dlaczego wszyscy mówią o niej jako kryminale czy sensacji - dla mnie to po prostu parodia. Książka ta po prostu opisuje życie owiec, ich sposób myślenia (a raczej wielomiesięczne obserwacje owiec przez autorkę na jednym z pastwisk), a także roślinki jakie rosną na łące. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę, był fakt lepszego powonienia tych zwierząt i sposób, w jaki autorka to wykorzystała.
Akcja dłuży się w nieskończoność, rzekome śledztwo jest zupełnie nierealne i po prostu śmieszne i do tego ani jednego nowego i zaskakującego faktu. Mnie przynajmniej nie przekonuje pisanie o mafii narkotykowej, a tym bardziej stary pasterz w roli dealera...
Przez wszystkie te niedostatki zaczęłam także zwracać uwagę na liczne błędy i literówki wydawnictwa typu "Dotarł tam dopiero zmierzchu." Książkę czytałam przez długie dwa tygodnie i były to dla mnie straszliwe męczarnie. Właściwie przeczytałam ją tylko po to, by napisać o niej tych parę przykrych słów. Dla mnie absolutnie nie zasługuje ona na miano bestselleru. Absolutnie nie należy porównywać jej też do "Folwarku zwierzęcego" czy "Wodnikowego wzgórza", co można przeczytać na okładce książki. Nie polecam nikomu, kto lubi kryminały ani nikomu kto lubi powieści filozoficzne. Po prostu nikomu tego nie polecam.
[podaj.net]
Dla mnie ta książka jest jednym wielkim nieporozumieniem. Nie wiadomo właściwie, dlaczego wszyscy mówią o niej jako kryminale czy sensacji - dla mnie to po prostu parodia. Książka ta po prostu opisuje życie owiec, ich sposób myślenia (a raczej wielomiesięczne obserwacje owiec przez autorkę na jednym z pastwisk), a także roślinki jakie rosną na łące. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę, był fakt lepszego powonienia tych zwierząt i sposób, w jaki autorka to wykorzystała.
Akcja dłuży się w nieskończoność, rzekome śledztwo jest zupełnie nierealne i po prostu śmieszne i do tego ani jednego nowego i zaskakującego faktu. Mnie przynajmniej nie przekonuje pisanie o mafii narkotykowej, a tym bardziej stary pasterz w roli dealera...
Przez wszystkie te niedostatki zaczęłam także zwracać uwagę na liczne błędy i literówki wydawnictwa typu "Dotarł tam dopiero zmierzchu." Książkę czytałam przez długie dwa tygodnie i były to dla mnie straszliwe męczarnie. Właściwie przeczytałam ją tylko po to, by napisać o niej tych parę przykrych słów. Dla mnie absolutnie nie zasługuje ona na miano bestselleru. Absolutnie nie należy porównywać jej też do "Folwarku zwierzęcego" czy "Wodnikowego wzgórza", co można przeczytać na okładce książki. Nie polecam nikomu, kto lubi kryminały ani nikomu kto lubi powieści filozoficzne. Po prostu nikomu tego nie polecam.
[podaj.net]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz