Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Prószyński i S-ka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Prószyński i S-ka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 lipca 2015

[FANTASTYCZNIE] "Siódmy Syn" O.S. Card



...Mała Peggy bardzo uważała na jajka...*   

Po kilkumiesięcznej przerwie czytelniczej jedynymi książkami, które zachęcały mnie do czytania były te z gatunku fantastyki. Skoro tak, to czas najwyższy poznać te najbardziej popularne i lubiane dzieła - wybór padł na stojącego od kilku lat na półce O.S.Carda. Czy wybór był słuszny? Byłam pewna, że tak, skoro sam mistrz Sapkowski zachwycał się piórem owego pisarza. Choć przyznam szczerze, że okładka sprawiała wręcz odwrotne wrażenie - patrząc na nią liczyłam na jakieś science fiction bardziej niźli zwykłą fantastykę. Na szczęście tu się myliłam.

"Siódmy syn" to historia rodziny Millerów, którzy wędrowali przez ziemie nowo odkrytej Ameryki Północnej w poszukiwaniu swego miejsca. Głowa rodziny, Alvin Miller wiózł na wozach cały swój dobytek: ciężarną żonę Faith, sześcioro synów, jedną dorosłą córkę i niemałą gromadę młodszych panienek, a także i niezbędną do życia resztę rzeczy. Przemierzając spokojną rzekę w bród stało się coś zupełnie nieoczekiwanego - rzeka wezbrała gwałtownie, porywając wóz, a na nim ciężarną kobietę. Pozostali członkowie rodziny dali radę opuścić rzekę o własnych siłach, jednak Faith zaczęła właśnie rodzić. Ostatkiem sił zdołano przenieść ją do pobliskiej karczmy, gdzie urodził się siódmy syn siódmego syna - Alvin Junior. "Siódmy syn siódmego syna rodzi się z wiedzą o tym, jak rzeczy wyglądają pod powierzchnią"** 

czwartek, 2 lipca 2015

Kraina Chichów

Autor: Jonathan Carroll
Tytuł oryginału: The land of laughs
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria wydawnicza: Biblioteczka Konesera
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 296
Ocena: 4

Źródło: własna biblioteczka

...-Powiedz mi, Tomaszu, wiem, że zadawano ci to pytanie milion razy, ale powiedz, naprawdę, jak to jest być...*  


To nie będzie recenzja, to raczej zbiór luźnych myśli na temat dziwnej (w różnym tego słowa znaczeniu) książki. "Krainę Chichów" polecali mi wszyscy - że taka inna, że super, że ciekawa, magiczna, z pogranicza fantasy... Skusiłam się, choć ten wstrętny pies na okładce wcale nie zachęcał do czytania - trzymając książkę z ręku wciąż miałam wrażenie, że czai się, żeby mnie ugryźć. I przez niego właśnie wciąż z tyłu głowy chodziła mi myśl, że to horror lub w najlepszym wypadku thriller. Dzięki niemu odkryłam też, jak wielki wpływa na czytelnika ma okładka!

Treść... Rzeczywiście inna. Z początku nudna, potem dziwna, na końcu znowu nudna. Właściwie nie bardzo wiem, czym się tu zachwycać. Mąż pytał mnie co chwilę: "i jak, już, już?", a ja mu na to, że chyba jeszcze nie... I czekałam, kiedy nadejdzie to "już". Niestety, nie nadeszło. Być może zbyt wiele się po tej powieści spodziewałam. Być może za bardzo szukałam tego, co miało mnie tak zaskoczyć. A może coś mnie ominęło..? Choć myślę, że nie, gdyż świat stworzony przez Carrolla był swego rodzaju novum i faktem jest, że tego typu historii jeszcze nie czytałam. Nie zainteresował mnie ani nie wzbudził mojego zainteresowania żaden z bohaterów - wszyscy okazali się flegmatyczni i zrzędliwi, aroganccy, złośliwi i ogólnie bez życia. 

czwartek, 11 kwietnia 2013

[FANTASTYCZNIE] "Czarodzicielstwo" T. Pratchett

 



Po raz kolejny wyruszyłam do Świata Dysku, ciekawa, kogo tam spotkam - znajome twarze? A może jakieś nowe postacie? Ha! I jedno i drugie :) Pratchett jak zwykłe błysnął nietuzinkowymi pomysłami... I na tym się niestety skończyło. Ale po kolei. 

Narodził się Czarodziciel - ósmy syn ósmego syna ósmego syna (czy jakoś tak). Od pozostałych magów różni go to, że włada czystą, pierwotną magią, zdolną zniszczyć wszystko, co stanie jej na drodze. I tym, że jego laska żyje i kieruje jego wolą... Światu grozi zagłada. Czarodziciel zaczyna od siedziby zła - Niewidocznego Uniwersytetu. Wkracza, rozpoczyna swe panowanie i pewnie Świat Dysku wkrótce przestanie istnieć. Tylko jedna osoba może go ocalić, a jest nią nasz dobry znajomy nieudacznik - mag Rincewind. To na jego drodze stanie bowiem kapelusz nadrektora, to on otrzyma misję uratowania ludzkości. To on, najbardziej ze wszystkich, absolutnie się do tego nie nadaje! Ale nic to, gdyż pomoc swą zaoferują mu nietuzinkowe postacie - Conena, córka Cohena Barbarzyńcy, Nijel, synek swojej mamusi i (od trzech dni) barbarzyńca, Kreozot, szeryf miasta złodziei i opryszków Al Khali, miłośnik poezji oraz opowiadań o króliczkach, a także nieodłączny towarzysz przygód czarodzieja - kufer. Czy uda im się powstrzymać wojnę między magami? Czy czarodzicielstwo zapanuje nad światem? Czy Rincewind zostanie bohaterem mimo woli, czy też ktoś go w tym wyręczy? Oto zagadki, na które znajdziecie odpowiedź w piątej części "Świata Dysku".

czwartek, 10 stycznia 2013

[FANTASTYCZNIE] "Sonata jednorożców" P.S. Beagle



Bardzo lubię literaturę dziecięcą i młodzieżową. Bardzo lubię fantastykę. Uwielbiam tematykę związaną z jednorożcami. Czyż więc "Sonata jednorożców" nie miała być lekturą wprost wymarzoną? No cóż...

Na początku poznajemy nastoletnią Joey, która dusi się w swoim nudnym amerykańskim świecie i dla zabicia czasu przychodzi popracować u Johna Papasa, który prowadzi sklep z instrumentami muzycznymi. Ciekawy człowiek, ciekawy sklep i ciekawi klienci. Pewnego dnia w drzwiach staje młodzieniec grający na czymś, co kształtem przypomina flet, choć nim nie jest i wydobywa z siebie muzykę, jakiej nigdy nigdzie nie słyszano. Joey jest zachwycona, John Papas zszokowany i zrozpaczony - musi mieć ten instrument, za wszelką cenę. Jednak Indygo ceni swój instrument niezwykle wysoko.

piątek, 20 lipca 2012

[FANTASTYCZNIE] "Mort" T. Pratchett



Witajcie w świecie Terry'ego Pratchetta! Kto już raz zetknął się ze stworzonym przez niego Światem Dysku, ten albo go pokochał, albo znienawidził. Ja zapałałam do niego sporą dawką sympatii i po lekturze czwartej części cyklu zdania nie zmieniam. Pomysł + wyobraźnia + poczucie humoru + nietuzinkowi bohaterowie = kilka przyjemnych chwil z fantastyką.

"Mort" opowiada nam o pewnym chłopcu - Mortimerze, który do niczego się nie nadawał, nikt nie chciał go przyjąć na praktyki, ojciec trochę się go wstydził, a on sam czerpał z życia ile tylko umiał. Do pewnego momentu, gdy na jego drodze stanął piękny biały koń, na koniu piękny czarny jeździec z wielkim kapturem na głowie, a jego głos słyszalny był... w myślach? Mężczyzna zaproponował Mortowi praktykę u siebie, a ten się zgodził, choć nie do końca wiedział, jakie rzeczy przyjdzie mu czynić. Gdy więc wsiadł na białego rumaka i podążył ku gwiazdom, gdy znalazł się w posiadłości dziwnego nieznajomego i gdy spojrzał mu głęboko w oczy odkrył, że mężczyzna... nie ma oczu, nie ma dłoni, nie ma ciała! To szkielet! A jeśli jest to szkielet, który chodzi, jedynym rozwiązaniem jest... ŚMIERĆ. Mort został uczniem ŚMIERCI...

środa, 27 lipca 2011

[FANTASTYCZNIE] "Równoumagicznienie" T. Pratchett



Kto nie czytał Pratchetta - ręka do góry! Co jest, ani jednej ręki...? No cóż, nie ma więc sensu zachwycać się jego twórczością i polecać innym, skoro wszyscy już go znają. Z drugiej strony, co mi szkodzi. Opiszę wam, jak sprawy się miały w "Równoumagicznieniu".

Jest to historia małego brzdąca, który był ósmym dzieckiem ósmego syna, a więc zupełnie naturalnie przypadło mu w udziale zostać magiem. W dniu jego narodzin do wsi Głupi Osioł dotarł Drum Billet, którego magiczna laska przywiodła do miejsca, gdzie odnaleźć miał swego następcę i przekazać mu kawał niezwykłego drewnianego kija. Tak też się stało. Kilka chwil po narodzinach dziecka kowal - ojciec wybrańca, wezwał do siebie akuszerkę wraz z maleństwem i nie pozwalając jej przemówić pozwolił, by mag dotknął maluszka swą laską, a tym samym przekazał mu magiczne predyspozycje. I na tym historia by się skończyła, gdyby nie pewien malutki szczególik. Gdy kowal podniósł kocyk, okazało się, że pod nim chowa się... dziewczynka! Oto wydarzenie bez precedensu, nigdy nie zdarzyło się i zdarzyć się nie może, by po świecie chodziła kobieta-mag. Kobiety są co najwyżej czarownicami! 

piątek, 22 lipca 2011

[HISTORYCZNIE] Abisyńczyk

Autor: Jean-Christophe Rufin 
Tytuł oryginału: L'abyssin
Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska - Maćkowiak
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria wydawnicza: Biblioteczka Konesera
Rok wydania: 2001
Ilość stron: 408
Ocena: 4,5


Źródło: własna biblioteczka

Oto książka z gatunku płaszcza i szpady, choć z nieco odmiennej formie. Bardzo interesującej, gdyż dotyczy Francji, lecz jednocześnie trzyma się od niej na uboczu. Główna część powieści dzieje się bowiem w Kairze, a dokładnie w jego francuskiej części, gdzie władzę sprawuje konsul de Maillet. Wiadomo jednak, że jego władza ogranicza się do bycia ciągniętym za sznureczki przez różnych możnych o wyższej od niego randze. We Francji na tronie zasiada Ludwik XIV, znany jako "Król Słońce", żądny władzy, pieniędzy i zdobycia całego świata, gdyby to było możliwe. Do tego celu ma mu posłużyć ów Kairski konsul. Najnowszym celem króla Francji jest bowiem Abisynia, czyli współczesna Etiopia, która jako jedyny w Afryce kraj chrześcijański nie ma ochoty poddać się władzy kościelnej, odrzuca także jakiekolwiek zgromadzenia zakonne w swych granicach. Korci to strasznie jezuitów, którzy owinąwszy sobie Ludwika XIV wokół palca, wzmogli w nim żądzę zawłaszczenia państwa dzikusów. Tymczasem prawda jest taka, że to oni mają największą chrapkę na bogactwa, które posiadają tamtejsze ziemie.

Nie są jednak jedynymi, którzy pragną zapanować nad Abisynią. Kraj ten zainteresował także samego papieża Innocentego XI jako dziewiczy teren chrześcijański, który nie tylko można nawrócić, lecz także zaspokoić potrzeby skarbca watykańskiego. Jego wierni słudzy - Kaspucyni, którzy posiadali już swoje zakony w Sennarze, sąsiadującym w Abisynii postanowili podjąć wyzwanie stawiane przez papieża. 

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Tibaldo i dziura w kalendarzu

Autor: Abner Shimony   
Ilustracje: Jonathan Shimony
Tytuł oryginału: Tibaldo and the hole in the calendar
Tłumaczenie: Anita Jagodzińska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria: Wszechświat dla poetów
Rok wydania: 1999
Ilość stron: 120
Ocena: 4

Źródło: własna biblioteczka

"Tibaldo i dziura w kalendarzu" jest książką popularnonaukową skierowaną do czytelników w wieku 10 - 15 lat i w formie ciekawej historii chłopca o imieniu Tibaldo ma wskazać i wytłumaczyć moment powstania kalendarza gregoriańskiego, uargumentować potrzebę zmian, jakich dokonał papież Grzegorz XIII oraz ma ukazać życie społeczności Włoch z XVI wieku. Pomysł na tyle ciekawy, że zainteresował nawet mnie. Nie pamiętałam już w którym wieku wprowadzony kalendarz gregoriański, a dodatkowo miałam dowiedzieć się, dlaczego tak się stało i w jaki sposób badacze doszli do wniosku, że rok ma około 365 dni, doba 24 godziny, a godzina 60 minut. 

Kilka słów na temat samej treści. Główny bohater - Tibaldo Bondi jest synem pracownika Uniwersytetu Bolońskiego i pomocnika słynnego włoskiego lekarza, profesora Petroniusa Turisanusa. Od najmłodszych lat Tibaldo wyróżniał się spośród licznego rodzeństwa ciekawością, inteligencją i chęcią zostania lekarzem. Niestety, jego rodzina była biedna i nie mogła sobie pozwolić na opłaty za studia syna. Pwnego dnia Chłopiec przypadkiem trafia na wykład profesora Turisanusa, zostaje przez niego zauważony i wprawia go zachwyt bystrością i pamięcią (zapamiętał wszystkie informacje z wykładu). Profesor postanawia opłacać Tibaldowi jedną z lepszych szkół w Bolonii, by pomóc mu w zdobyciu zawodu lekarza. Pamiętajmy, jest wiek XVI. Obowiązuje kalendarz juliański, który poprzez nieodpowiednie obliczenia powoduje, że równonoc wiosenna przesuwana zostaje każdego roku o kilka godzin wstecz. Licząc od chwili powstania tego kalendarza (I wiek p.n.e.), zebrało się już kilkanaście dni i pierwszy dzień wiosny przypadał 10 marca, co było nieprawdą. Należało coś z tym zrobić. Papież Grzegorz XIII za radą specjalistów postanowił stworzyć nowy kalendarz, w którym nie powtórzy się podobny błąd. Tak też się stało, lecz aby wyrównać różnice między starym i nowym kalendarzem, trzeba było usunąć dni od 10 do 25 października 1582 roku. Była to straszna wiadomość dla Tibalda, gdyż zniknąć miał dzień jego jedenastych urodzin! A trzeba dodać, w rodzinie Bondich dzień urodzin był najważniejszym świętem w roku każdego dziecka. Tibaldo nie chcąc dopuścić do utraty tak ważnej dla siebie daty, postanawia działać. Zdradzę wam tylko, że jego upór i konsekwencja doprowadzają nawet do spotkania chłopca z samym papieżem...

Przyznacie sami, że książka zapowiada się ciekawie... Niestety oprócz pomysłu potrzebny jest też odpowiedni przekaz, czyli stosowanie zrozumiałego języka, ciekawa fabuła i barwnie opisane postacie. Młody czytelnik jest bardzo wymagający (moim zdaniem, choć może się mylę...). W książce jednak mnóstwo jest trudnych słów, zwrotów, zdania budowane są typowo naukowym stylem, a autor (jako wielki miłośnik renesansowej Italii) często rozwodzi się nad niezbyt istotnymi szczegółami z życia mieszkańców Bolonii. Za mało tu akcji, za dużo opisów i teoretyzowania. Do tego dochodzą jeszcze ilustracje - czarno-białe akwarele, przedstawiające fragmenty historii opisanej przez Shimony'ego, chociaż według mnie niektóre z nich niekoniecznie powinny się tam znajdować. Ot choćby moment porodu pewnej kobiety, której pomocy udzielała najstarsza siostra Tibaldiego, akuszerka, czy też moment wydalania z organizmu niestrawionego pokarmu dzięki podaniu środka wywołującego wymioty. Nie do końca mnie te ilustracje przekonały...  

Jednego nie mogę książce zarzucić - dowiedziałam się tego, czego dowiedzieć się chciałam. W bardzo dobry sposób wytłumaczone są tu elementy powstania i funkcjonowania kalendarza, chociaż nie do końca zrozumiałam dlaczego równonoc cofała się przez te wszystkie lata. Ale być może nie bardzo wciągnęły mnie te informacje. 

Podsumowując - książka ciekawa, ale dla mnie, dorosłego czytelnika. Wśród młodych ludzi nieliczni byliby w stanie przebrnąć przez kilkanaście pierwszych stron. Jest to pozycja dla dzieci interesujących się astronomią, kosmosem i Renesansem. No i dla każdego dorosłego, który chciałby zapoznać się z fragmentem historii, gdyż większość tej opowieści oparta jest na faktach. 

środa, 21 lipca 2010

[FANTASTYCZNIE] Czarnoksiężnik z Archipelagu



Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
                      Pieśń o stworzeniu Ea*     

Gdy o małym chłopcu ze wsi Dziewięciu Olch, który poprzez wywołanie magicznej mgły uratował mieszkańców przed najeźdźcami,  usłyszała cała wyspa Gont, zainteresował się nim także czarnoksiężnik imieniem Ogion. Przybył, nadał mu prawdziwe Imię Ged (do trzynastego roku życia dzieci nazywano imieniem nadanym przez matki, następnie przechodziły inicjację, podczas której nadawano im jedyne i niepowtarzalne Imię,  stanowiące najgłębszą tajemnicę i tożsamość nadanemu) i zabrał go ze sobą. Chłopiec od początku wykazywał wielki zapał do magii, lecz był jednocześnie niepokorny i samodzielny. Ogion zaproponował mu więc pobyt w Szkole Magii na wyspie Roke. Ged nie mógł zmarnować takiej szansy, z zapałem ruszył więc ku przeznaczeniu. Nie spodziewał się jednak, że poprzez swą arogancję i chęć pokazania innym, na co go stać, sprowadzi na siebie cień, którego nikt poza nim nie będzie w stanie pokonać. Czy młody czarnoksiężnik pokona wielkiego i niewidzialnego wroga? Czy przeciwstawi się własnym pragnieniom i wybierze dobro innych? Czy stanie się prawdziwym czarnoksiężnikiem i odnajdzie własną drogę...?

wtorek, 16 marca 2010

Okruchy dnia

Autor: Kazuo Ishiguro
Tytuł oryginału: The Remains of the Day
Tłumaczenie: Jan Rybicki
Wydawnictwo: Prószyński  i S-ka
Seria: Biblioteka Interesującej Prozy
Rok wydania: 1997 
Ilość stron: 203
Ocena: 5

Źródło: miejska biblioteka w Kartuzach

Nagroda Literacka: Booker Prize 1989


Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Tyle już o niej mówiono, pisano, tyle już recenzji powstało na ten temat... Powieść nagrodzona bardzo prestiżowym wyróżnieniem, pozytywnie odbierana przez rzesze czytelników na całym świecie -  cóż więcej chcieć..? A jednak oczekiwałam czegoś innego, czegoś ponad przeciętność. Tymczasem...

Poznajemy losy klasycznego angielskiego kamerdynera - Stevensa, który wybierając się w odwiedziny do dawnej znajomej, poprzez wspomnienia z nią związane dokonuje bilansu własnego życia. Próbuje tłumaczyć przed samym sobą własne wybory, decyzje, które rzeczywiście do najłatwiejszych nie należały. Będąc kamerdynerem lorda pragnącego zmienić losy Anglii i  świata trudno wybierać pomiędzy ostatnimi chwilami umierającego ojca, a profesjonalną obsługą najważniejszych osób w państwie. Zwykłemu szaremu człowiekowi do głowy by nie przyszło, by porzucić najbliższą sercu osobę w ostatnich chwilach życia, tymczasem prawdziwy zarządca domu nie może pozwolić sobie na tego typu rozterki. Zadziwiające, lecz opisane i uargumentowane z tak dżentelmeńską powagą, że czytelnik sam zaczyna wątpić we własne wybory życiowe. 

czwartek, 28 stycznia 2010

Manuskrypt Chopina



Autor: Jeffrey Deaver, Lee Child, Lisa Scottoline, Joseph Finder, David Hewson, Peter Spiegelman, S. J. Rozan, Erica Spindler, John Ramsey Miller, James Grady, P. J. Parrish, Jim Fusilli, David Corbett, John Gilstrap, Ralph Pezzullo
Tytuł oryginału: The Chopin Manuscript
Tłumaczenie: Łukasz Praski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Rok wydania: 2008
Ilość stron: 192
Ocena: 3,5

Źródło: Kolejkowo

Od dłuższego czasu twierdzę niezmiennie, że kryminały i sensacje nie są moją ulubioną rozrywką czytelniczą. Tym razem skusił mnie tytul, zapowiedź, jakoby akcja miała toczyć się w Polsce oraz spora liczba najlepszych pisarzy gatunku. Niestety dałam się skusić...

Manuskrypt Chopina to historia miłośników sztuki muzycznej, konkretniej zaś specjalistów sprawdzających, czy partytura jest oryginałem czy też falsyfikatem (nie wiem jak nazywa się taki zawód). Rzeczywiście mowa tu o oryginalnym utworze stworzonym i spisanym przez Chopina-, znalezionym prawdopodobnie przez sztab Hitlera podczas II wojny światowej i ukrytym na Bałkanach, w cerkwi Świętej Zofii (na tych ziemiach Hitler ponoć wywoził najcenniejsze trofea, by nikt ich nie odkrył). Harry Middleton - znawca partytur i ich falsyfikatów ma jednak wątpliwości do do autentyczności tego dzieła. Otrzymał ów manuskrypt od polskiego kolekcjonera sztuki i stroiciela fortepianów - Henryka Jedynaka. Niestety na krakowskim lotnisku Middleton zostaje zatrzymany na policję i przesłuchany przez Józefa Padłę, inspektora polskiej policji. Przekonany o pomyłce - sądzi, że policja uznała manuskrypt Chopina za oryginał i oskarża go o wywóz skarbu narodowego poza granice kraju - dowiaduje się, że Jedynak został brutalnie zamordowany, a ostatnią osobą, z którą się spotkał, był Middleton we własnej osobie.

czwartek, 31 grudnia 2009

Legenda o Sigurdzie i Gudrun



Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Tytuł oryginału: The Legend of Sigurd and Gudrún
Tłumaczenie: Katarzyna Staniewska "Elring", Agnieszka Sylwanowicz "Evermind"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 560
Ocena: 5

Źródło: Biblioteka miejska w Kartuzach

"Legenda o Sigurdzie i Gudrun" to niedokończony zbiór pieśni, luźnych notatek oraz fragmenty wykładów J.R.R. Tolkiena dotyczących mitologii, legend i opowieści o starożytnej północy. Tolkien przez całe życie zafascynowany był tematyką skandynawską, z niej właśnie czerpał pomysły, postacie, wydarzenia, a nawet krajobrazy do stworzenia Śródziemia i Władcy pierścieni.

Książka ta zawiera legendę starożytnej Skandynawii stworzoną przez J.R.R. Tolkiena, opartej na kilku zachowanych do dziś tekstach staronordyjskich (autor stronił od nazwy staronordyckich, ponieważ kojarzyła mu się z teoriami rasistowskimi): Edda Starsza (Edda Poetycka), Saga o Volsungach oraz Pieśń o Nibelungach. Jako ciekawostkę podam, iż imiona krasnoludów w Hobbicie autor zaczerpnął właśnie z Eddy Poetyckiej. Legenda ta powinna zostać wydana przed powstaniem trylogii pierścienia, ponieważ oddaje w pełni charakter postaci, klimat i krajobrazy, a także wierzenia i sposób myślenia tamtejszych ludów. Właściwie, gdyby nie syn J.R.R. Tolkiena - Christopher, któremu ojciec zostawił całą swą spuściznę, w tym wiele niedokończonych dzieł, książki takie jak ta nigdy nie ukazałyby się światu.