Tytuł oryginału: The land of laughs
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria wydawnicza: Biblioteczka Konesera
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 296
Ocena: 4
Źródło: własna biblioteczka
...-Powiedz mi, Tomaszu, wiem, że zadawano ci to pytanie milion razy, ale powiedz, naprawdę, jak to jest być...*
To nie będzie recenzja, to raczej zbiór luźnych myśli na temat dziwnej (w różnym tego słowa znaczeniu) książki. "Krainę Chichów" polecali mi wszyscy - że taka inna, że super, że ciekawa, magiczna, z pogranicza fantasy... Skusiłam się, choć ten wstrętny pies na okładce wcale nie zachęcał do czytania - trzymając książkę z ręku wciąż miałam wrażenie, że czai się, żeby mnie ugryźć. I przez niego właśnie wciąż z tyłu głowy chodziła mi myśl, że to horror lub w najlepszym wypadku thriller. Dzięki niemu odkryłam też, jak wielki wpływa na czytelnika ma okładka!
Treść... Rzeczywiście inna. Z początku nudna, potem dziwna, na końcu znowu nudna. Właściwie nie bardzo wiem, czym się tu zachwycać. Mąż pytał mnie co chwilę: "i jak, już, już?", a ja mu na to, że chyba jeszcze nie... I czekałam, kiedy nadejdzie to "już". Niestety, nie nadeszło. Być może zbyt wiele się po tej powieści spodziewałam. Być może za bardzo szukałam tego, co miało mnie tak zaskoczyć. A może coś mnie ominęło..? Choć myślę, że nie, gdyż świat stworzony przez Carrolla był swego rodzaju novum i faktem jest, że tego typu historii jeszcze nie czytałam. Nie zainteresował mnie ani nie wzbudził mojego zainteresowania żaden z bohaterów - wszyscy okazali się flegmatyczni i zrzędliwi, aroganccy, złośliwi i ogólnie bez życia.