...Naczelnik wsi, pięćdziesięcioletni mężczyzna, siedział w kucki pośrodku izby, koło wydrążonego w podłodze paleniska z płonącym węglem; przyglądał się moim skrzypcom...*
Przez wiele lat dobór książek, które chciałam przeczytać, ustalony był z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Tworzyłam stosiki, listy, dopasowywałam lektury do wyzwań. W związku z tym wiele kupionych przeze mnie książek lądowało gdzieś w najdalszych kącikach, poza zasięgiem mojego wzroku. W tym roku odrzuciłam wszelkie standardy i wybieram lektury spontanicznie. I wiecie co? To jest super! Czasami mam wrażenie, że to nie ja, lecz książka wybiera sobie moment, kiedy chce być przeczytana...
Tak właśnie było z "Balzakiem i chińską Krawcówną". Nagle sama wpadła mi w ręce i poczułam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Spojrzałam na okładkę: Balzac, chińska Krawcówna, stara chińska rycina... Skojarzenia były jednoznaczne: poznam historię sprzed wielu lat, może tajemniczą, pachnącą orientem, zieloną herbatą i starymi zakurzonymi woluminami. Ach, jaka to dziwna radość, gdy wyobrażenia nijak mają się do rzeczywistości!