Tytuł oryginału: Los comedores de tiza
Tłumaczenie: Tomasz Pindel
Wydawnictwo: Muza
Seria wydawnicza: Salsa
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 216
Ocena: 5
Źródło: własna biblioteczka
Czy zdarzyło wam się kiedyś zjeść piasek? Albo mieliście nieodpartą pokusę, by nasycić się zmieloną kawą? Ja osobiście nie mam takich zachcianek, ale znam osoby, które czasami muszą np. zjeść (nie wypić!) mieloną kawę, bo tylko to je uspokaja. Początkowo reagowałam na to strasznym wytrzeszczem oczu, ale po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do ich niecodziennych zachcianek. Podobnie było z tą książką. I to z kilku powodów.
"Kredożercy" to historia kredożerczyni Any. Kobiety w kwiecie wieku mieszkającej w Madrycie, pracującej w biurze pożyczkowym. Na pozór zwyczajnej atrakcyjnej pani. Jednak temu, kto poznał ją bliżej i komu zdradziła swój sekret, nie spieszno było do dalszych spotkań i romansów. Ana przygodę z białym proszkiem rozpoczęła od.. koki. Nałóg był jednak kosztowny więc zastąpiła do ssaniem, gryzieniem, tudzież połykaniem w całości kredy. Dziewczyna nie miała jednak szczęścia w miłości. Za każdym razem z uczuciami trafiała jak kulą w płot. A gdy chciała pomóc przyjaciółce i odciążyć ją trochę w opiece nad niepełnosprawną córką - dziewczynkę zjadły delfiny (to skomplikowana historia więc pozwólcie, że nie będę jej tu streszczać). Biedna Ana, powoli traciła wszystkich bliskich... Gdy nagle odkryła pewną stronę internetową, na której ludzie opisywali swe dziwne przypadłości i prosili o wsparcie lub pomagali innym. Tak więc nasza bohaterka postanowiła opisać swój przypadek. I, ku swemu zdziwieniu, odkryła, że kredożerców jest na świecie więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić.