sobota, 17 czerwca 2017

[HISTORYCZNIE] "Diabeł Łańcucki" J. Komuda


...W klasztorze Ojców Bernardynów w Przeworsku rozdźwięczały się dzwony na tercję...*

 Ostatnimi czasy strasznie ciągnie mnie do lektur opartych na polskiej historii. Najczęściej wpadają mi w ręce lektury oparte na czasach, gdy Polską rządzili królowie, a głównymi bohaterami byli rycerze lub szlachta. O ile jednak wcześniejsze lektury luźno nawiązywały do dawnych dziejów, o tyle Jacek Komuda wziął się za bary ze sławnymi w historii polski postaciami i nie mniej znanymi wydarzeniami. Ukazuje nam bowiem niecne poczynania starosty zygwulskiego Stanisława Stadnickiego, zwanego przez wszystkich (nie bez powodu) Diabłem Łańcuckim. Ale niech was jednak nie zwiodą pozory, postać ta nie jest głównym bohaterem powieści (i tym według mnie autor nieco pogrążył swoje dzieło, ale po kolei).
Stanisław Stadnicki - portret

Stadnicki ponad wszystko ceni sobie bogactwa i władzę. Do celu dąży tak usilnie, że trupy ścielą się jeden za drugim, gdziekolwiek pojawią się słudzy diabła. Słudzy, czyli bogaci i ubodzy szlachcice, którzy zawarli z nim pakt w zamian za spokój i godną zapłatę. Pewnego dnia pojawia się jednak ktoś, kogo Diabeł Łańcucki boi się nie mniej niż wody święconej. Człowiek, którego zdradził i pozostawił na pewną śmierć. Człowiek, który zna tajemnice Stadnickiego. Człowiek, który wrócił, by się zemścić. Starosta wytacza jedno ze swych najcięższych dział - wysyła w bój Jacka Dydyńskiego. Pod pretekstem wywłaszczenia kolejnej drobnej szlachty i zajęcia ich dóbr, Stadnicki zataja prawdziwą przyczynę najazdu na dwór Dwernickich. Ale Jacek nie domaga się zbyt wielu wyjaśnień. Problem pojawia się dopiero w momencie, gdy przeciw niemu w obronie swej ojcowizny staje piękna i dzika panienka Konstancja. Gdy ponad to spotyka tego, którego starosta się boi i prawdziwa przyczyna najazdu wychodzi na jaw, Dydyński postanawia zmienić front, sprzeciwić się zleceniodawcy i od tej pory staje się wiernym obrońcą Dwernickich. A to dopiero początek zagmatwanej serii bitew i wydarzeń, które splatają i rozplatają losy bohaterów tej historii. Nie wiadomo bowiem do końca, kto jest kim i po czyjej stronie się opowiada.



Tyle gwoli wprowadzenia w treść. Myślę, że choć trochę przybliżyłam ją i oddałam sens tej historii. Choć szczerze przyznam, że po tej lekturze czuję wielki niedosyt. Tak ciekawe postacie, tak barwne czasy i tak piękne miejsca (Bieszczady, Lubelszczyzna) zostały storpedowane ogromem walk, lejącej się wszędzie krwi i brakiem owego Diabła... Tytułowa postać, a pojawia się raptem kilka razy, do tego wypada tak nijako i blado w stosunku do innych, że byłam w stanie określić, czy go nie trawię, czy jest mi go po prostu żal. Biedny taki.. słabe kwestie, żadnych wielkich czynów czy postępków. Jednym słowem zginął w gąszczu bieszczadzkich traw i krzaczorów.

Kolejną rzeczą, która osłabiała mnie za każdym razem, gdy się pojawiała, to miłosne ekscesy bohaterów. Oczywiście jedyną bohaterką płci żeńskiej (poza krótkim epizodem pewnej wilczycy na początku książki) jest nieszczęsna Konstancja. Młode to takie, buńczuczne, no i wpada o uszy zakochując się w Jacku Dydyńskim. Nie ma co ukrywać, że z wzajemnością. Lecz ich schadzki opisywane są tak marnym pseudo-poetyckim językiem, że już po pierwszej ich randce ma się tej miłości powyżej dziurek w nosie.

Ale to, co zdziwiło mnie najbardziej, to włączenie "Diabła Łańcuckiego" do serii Bestsellerów Polskiej Fantastyki. Drogie wydawnictwo Fabryka Słów - nie wiem, które zdanie zaliczyć można do fantastyki, bo nie mam jej tutaj ani krzty. A jeśli był to tylko i wyłącznie chwyt marketingowy, to dosyć słaby jak na was...

Nie ma co ukrywać, że jest to typowa męska proza, gdzie krew, się leje strumieniami, testosteron buzuje jak zupa w kotle, a większość ludzi nie ma do roboty nic lepszego poza gonitwami za wrogiem. Na pewno nie jest proza w moim typie i póki co książki Jacka Komudy będę raczej pomijać w doborze lektur.

...Na skraj świata...*

Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Seria wydawnicza: Bestsellery Polskiej Fantastyki
Format: e-book
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 526
Ocena: 3,5

źródło: własna biblioteczka

*Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz