Wydawnictwo: Oficynka
Seria: ABC
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 164
Ocena: 4
Źródło: od wydawnictwa
Wy nie wiecie, a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem, bo poznałem język psi, gdy mieszkałem w pewnej wsi* Oto pierwsze myśli jakie ukazały się z mojej głowie po przeczytaniu najnowszej powieści kryminalnej Izabeli Szolc. I mimo, iż piosenka Adasia Niezgódki z "Akademii Pana Kleksa" mówi o zupełnie innym psie niż główny bohater historii z dreszczykiem, nie powinno się też porównywać treści książki Jana Brzechwy dla najmłodszych z powieścią Izy Szolc, to jednak nie ukrywam, że obie historie wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Obie są bowiem równie cudaczne i nierealne. Cóż tak rozbawiło mnie z psim kryminale? Zaraz wam opowiem.
Przedstawiam wam głównego sprawcę mojego dobrego humoru - Albrechta, zwanego też Alem - samca rasy bloodhound, pozbawionego przez właścicielkę swej męskości, którą postanowił zastąpić niezwykle obszerną wiedzą z zakresu literatury, kina oraz biegłym posługiwaniem się łaciną i włoskim. Nie można też nie wspomnieć o jego właścicielce, Laurze, z punktu widzenia Ala nimfomance (wyobraźcie sobie, że biedny piesek musiał być świadkiem wszystkich tych bezeceństw, których sam ani razu nie mógł doświadczyć! To się nazywa bezduszność ludzka...), kobiecie zmieniającej facetów jak rękawiczki, wiecznie wścieklej mieszkance blokhausu w najlepszej dzielnicy miasta. Jak więc można się domyślać, znajomymi i przyjaciółmi Ala są nie jakieś tam Burki z podwórka, tylko rasowe tresowane psy: charty, bassety, teriery, owczarki niemieckie i tysiące innych ras (których nie sposób zliczyć i szczerze przyznam, że przestałam ogarniać je w połowie książki). A jeśli już pojawia się jakiś nierasowy, to okazuje się karcianym Piotrusiem - sprytnym i podstępnym, a na dodatek współpracującym z ludźmi.