Tytuł oryginału: Deo Gratias
Tłumaczenie: Zygmunt Szymański
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria wydawnicza: Don Kichot i Sancho Pansa
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 252
Ocena: 5
Źródło: własna biblioteczka
Kiedy przeczytałam na okładce książki, iż jest demoralizująca, pomyślałam, że pewnie nie będę w stanie przebrnąć przez pierwszy rozdział. Tymczasem pozycja ta bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła!
Narratorem jest główny bohater, który po części z braku środków do życia, po części z niechęci do pracy, a po części z nudów, nabywa doświadczenie w fachu... złodzieja. Ale nie byle jakiego złodzieja - jego specjalnością stają się bowiem kościelne puszki na datki wiernych. Można by śmiało napisać, iż książka ta jest poradnikiem i potrafi świetnie przygotować do życia przyszłych miłośników takiej formy pracy. Opisane są tu liczne techniki kradzieży, narzędzia do tego potrzebne, a nawet pory dnia i nocy, w których można się najbardziej obłowić.
Pomyślicie, że książka jest nudna i bez polotu - a to błąd. I to wielki! Servin w bardzo delikatny sposób przenosi nas w świat XX-wiecznego Paryża i pokazuje nam, jak można stać się totalnie amoralnym człowiekiem jednocześnie o tym nie wiedząc (lub też nie chcąc wiedzieć). Bo o czym świadczyć może fakt modlitwy do świętego, którego puszkę za moment ogołoci się z połowy zawartości...?
Książka wciąga ze strony na stronę, coraz bardziej śmieszy, brzydzi i otwiera oczy. Myślę, że każdy z nas mógłby zająć miejsce głównego bohatera - oczywiście nie odnośnie zawodu tylko moralności.
"Deo gratias" nie posiada dialogów (piszę to, bo wiem, że niektórzy nie cierpią takich książek) i niestety końcówka trochę się dłuży - jak dla mnie za wiele dobra i sprawiedliwości spotyka tego złodzieja. Podsumowując jednak całość sądzę, że każdy powinien przeczytać ją i zastanowić się nad swoim sumieniem.
[podaj.net]
Narratorem jest główny bohater, który po części z braku środków do życia, po części z niechęci do pracy, a po części z nudów, nabywa doświadczenie w fachu... złodzieja. Ale nie byle jakiego złodzieja - jego specjalnością stają się bowiem kościelne puszki na datki wiernych. Można by śmiało napisać, iż książka ta jest poradnikiem i potrafi świetnie przygotować do życia przyszłych miłośników takiej formy pracy. Opisane są tu liczne techniki kradzieży, narzędzia do tego potrzebne, a nawet pory dnia i nocy, w których można się najbardziej obłowić.
Pomyślicie, że książka jest nudna i bez polotu - a to błąd. I to wielki! Servin w bardzo delikatny sposób przenosi nas w świat XX-wiecznego Paryża i pokazuje nam, jak można stać się totalnie amoralnym człowiekiem jednocześnie o tym nie wiedząc (lub też nie chcąc wiedzieć). Bo o czym świadczyć może fakt modlitwy do świętego, którego puszkę za moment ogołoci się z połowy zawartości...?
Książka wciąga ze strony na stronę, coraz bardziej śmieszy, brzydzi i otwiera oczy. Myślę, że każdy z nas mógłby zająć miejsce głównego bohatera - oczywiście nie odnośnie zawodu tylko moralności.
"Deo gratias" nie posiada dialogów (piszę to, bo wiem, że niektórzy nie cierpią takich książek) i niestety końcówka trochę się dłuży - jak dla mnie za wiele dobra i sprawiedliwości spotyka tego złodzieja. Podsumowując jednak całość sądzę, że każdy powinien przeczytać ją i zastanowić się nad swoim sumieniem.
[podaj.net]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz