Tytuł oryginału: Mamac
Tłumaczenie: Dorota Jovanka Ćirlić
Wydawnictwo: WAB
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 184
Ocena: 5
Źródło: biblioteka miejska w Kartuzach
Nagrody Literackie:
Nagroda Tygodnika "NIN" (Nedeljne Informativne Novine) w 1996 r.
Nagroda Balkanica w 1997r.
Nagroda "Brücke-Preis" (Nagroda Mostu) w 2006 r.
Nominacja do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS w 2009 r.
Mam kompletną pustkę w głowie. Zupełnie nie wiem od czego zacząć, na czym się skupić, co opisać, a co przemilczeć. Tyle w tej książce samotności, pustki, żalu, miłości, nienawiści, obojętności; tyle wspomnień i luźnych myśli. Myśli, które krążyły w głowie autora zapewne od czasu opuszczenia rodzinnego kraju. Narrator i główny bohater w jednym stara się opowiedzieć kim była i co przeżyła jego matka, próbuje zmierzyć się przeszłością, która snuje się za nim jak cień i której nie ma zamiaru porzucić, bo to ona daje mu siłę i powód do tego, by żyć. Sam, w tłumie obcych sobie Kanadyjczyków zdających się mówić słowem i gestem "No tak, wy - Europejczycy...".
Urodzony tuż po II wojnie światowej, główny bohater wyrasta w domu pełnym strachu przed tym, co było i przed tym, że TO wróci. Kochająca lecz twardo stąpająca do ziemi matka (narrator, co ciekawe, nigdy nie mówi o niej "mama") uczy go jak istnieć w świecie, w którym nie można już nikomu ufać i trzeba twardo walczyć o swoje. Lecz w końcu i ona odchodzi. Gdy pozostaje mu jedynie pusty dom i wojna domowa wokoło, postanawia opuścić rodzinne strony i odgrodzić się od nich oceanem. Tylko czy aby na pewno mu się to udało...?
Krótka powieść z jednym zaledwie akapitem to próba sklejenia wszystkiego, co pojawia się w myślach autora. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, poszczególne fakty łączą się ze sobą mimo braku spójności. Nagrane na taśmach magnetofonowych wypowiedzi matki narrator próbuje złożyć w całość i na ich podstawie stworzyć powieść biograficzną. Jednak twierdzi niezmiennie, że nie potrafi pisać. I rzeczywiście, ma się wrażenie totalnego chaosu i braku jakiejkolwiek koncepcji na powstanie książki. Ale to tylko złudzenie, bowiem poszczególne zdania wyrażały więcej niż cała historia. Właśnie - w tej powieści nie liczy się wątek, całość, lecz pojedyncze myśli. Z nich właśnie należy czerpać emocje i do nich przywiązywać największą wagę.
Bardzo żałuję, że nie mogłam przeczytać "Mamidła" jednym tchem. Gdy już oderwałam się od czytania, nie miałam ochoty wracać. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Być może bałam się ponownego wciągnięcia w tę dziwną relację między mną a narratorem, uwikłania w sieć dziwnych i niemożliwych do opisania emocji. Nie wiem. Lecz gdy tylko zmuszałam się do przeczytania nowego zdania - magia powracała. I trwa do tej pory. Mimo, że nie potrafię napisać o czym była ta historia, to jednak wciąż czuję niepokój i potrzebę ciągłego rozmyślania nad tym, co przekazał mi autor.
Nie sądzę, by ta proza trafiła do każdego. Z początku sama wątpiłam w szczęśliwe zakończenie mojej przygody z Davidem Albaharim. Mimo wszystko sądzę, że każdy powinien podjąć wyzwanie i zmierzyć się z tym, co zawarte jest między myślą, czynem oraz ich konsekwencjami. POLECAM. Po prostu.
Na koniec wypiszę kilka myśli, które szczególnie mnie urzekły. "Mamidło" to skarbnica pięknych cytatów, z których można czerpać i nad którymi warto się zastanowić. Wybrane tu fragmenty są zaledwie kroplą w morzu myśli zapisanych przez Albahariego:
Urodzony tuż po II wojnie światowej, główny bohater wyrasta w domu pełnym strachu przed tym, co było i przed tym, że TO wróci. Kochająca lecz twardo stąpająca do ziemi matka (narrator, co ciekawe, nigdy nie mówi o niej "mama") uczy go jak istnieć w świecie, w którym nie można już nikomu ufać i trzeba twardo walczyć o swoje. Lecz w końcu i ona odchodzi. Gdy pozostaje mu jedynie pusty dom i wojna domowa wokoło, postanawia opuścić rodzinne strony i odgrodzić się od nich oceanem. Tylko czy aby na pewno mu się to udało...?
Krótka powieść z jednym zaledwie akapitem to próba sklejenia wszystkiego, co pojawia się w myślach autora. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, poszczególne fakty łączą się ze sobą mimo braku spójności. Nagrane na taśmach magnetofonowych wypowiedzi matki narrator próbuje złożyć w całość i na ich podstawie stworzyć powieść biograficzną. Jednak twierdzi niezmiennie, że nie potrafi pisać. I rzeczywiście, ma się wrażenie totalnego chaosu i braku jakiejkolwiek koncepcji na powstanie książki. Ale to tylko złudzenie, bowiem poszczególne zdania wyrażały więcej niż cała historia. Właśnie - w tej powieści nie liczy się wątek, całość, lecz pojedyncze myśli. Z nich właśnie należy czerpać emocje i do nich przywiązywać największą wagę.
Bardzo żałuję, że nie mogłam przeczytać "Mamidła" jednym tchem. Gdy już oderwałam się od czytania, nie miałam ochoty wracać. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Być może bałam się ponownego wciągnięcia w tę dziwną relację między mną a narratorem, uwikłania w sieć dziwnych i niemożliwych do opisania emocji. Nie wiem. Lecz gdy tylko zmuszałam się do przeczytania nowego zdania - magia powracała. I trwa do tej pory. Mimo, że nie potrafię napisać o czym była ta historia, to jednak wciąż czuję niepokój i potrzebę ciągłego rozmyślania nad tym, co przekazał mi autor.
Nie sądzę, by ta proza trafiła do każdego. Z początku sama wątpiłam w szczęśliwe zakończenie mojej przygody z Davidem Albaharim. Mimo wszystko sądzę, że każdy powinien podjąć wyzwanie i zmierzyć się z tym, co zawarte jest między myślą, czynem oraz ich konsekwencjami. POLECAM. Po prostu.
Na koniec wypiszę kilka myśli, które szczególnie mnie urzekły. "Mamidło" to skarbnica pięknych cytatów, z których można czerpać i nad którymi warto się zastanowić. Wybrane tu fragmenty są zaledwie kroplą w morzu myśli zapisanych przez Albahariego:
"Nie ma nic gorszego niż wyobrażać sobie życie jako ciąg możliwości, zamiast przyjmować je takim, jakie jest." (s. 78)
"Z życia czerpie się wielką chochlą albo siorbie się z małej, jednak nie można siedzieć i tylko w nie patrzeć. To, co masz na talerzu, możesz zjeść albo nie, trzeciego wyjścia nie, prawda?" (s. 94)
"Jak większość Kanadyjczyków, on także uważał, że troska o zwierzęta jest czasem ważniejsza niż troska o ludzi. Kiedy mu opowiadałem, jak będąc dziećmi, ganialiśmy za bezgłowymi kurczakami, omal nie zwymiotował. Kiedy pochylając się nad mapą, mówiłem o ustaszowskich rzeziach, tylko machnął ręką" (s. 68)
"(...) gdyby życie można było wyrazić słowami, nie musielibyśmy go przeżywać, wystarczyłoby je wypowiadać." (s. 126)
"Siedzieliśmy w restauracji na rozległej wyspie pośrodku rzeki i kiedy tak przyglądał mi się zasępiony, miałem wrażenie, że życie naprawdę wycieka ze mnie, kropla po kropli. Gdybym tylko mógł oderwać od niego wzrok i zajrzeć pod krzesło, z pewnością zobaczyłbym kałużę." (s. 131)
"(...) nigdy nie należy wierzyć ludziom, w których oczach nic nie można dostrzec." (s. 164)
"To, że moja matka poruszała się lekko przygarbiona, jakby stale wspinała się pod górę, jakby stawiała opór czemuś, co ciągnęło ją w dół, oni [Kanadyjczycy] przypisaliby reumatyzmowi, a nie rzeczywistości historycznej." (s. 177)
Masz rację w tym, że tego typu książka może nie trafić do każdego. Sama bardzo obawiam się sięgnąć po coś, o czym mówi się, że jest pełne smutku i bólu. Nie, nie - to zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś. Z chęcią zmierzę się z tą powieścią.. choćbym miała uronić kilka wartościowych dla tej historii łez.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to coś dla mnie. A najbardziej to podoba mi się okładka tej książki.
OdpowiedzUsuńFutbolowa - nigdy nie mów nigdy :)
OdpowiedzUsuńImantra - łzy nie poleciały, ale czas jakby nagle stanął w miejscu i nie chciał posunąć się ani o minutę. Polecam, to tylko 180 stron :)
Meme - bardzo się cieszę, że zachęciłam Cię do książki, a okładka rzeczywiście nietypowa i nawiązuje do taśm przesłuchiwanych przez głównego bohatera więc jak najbardziej wpasowuje się w klimat książki