Tytuł oryginału: Neljä päivänlaskua
Tłumaczenie: Kazimiera Manowska
Ilustracje: Aleksander Stefanowski
Wydawnictwo: PIW
Seria: Biblioteka "Jednorożca"
Rok wydania: 1970
Ilość stron: 140
Ocena: 3,5
Źródło: własna biblioteczka
Taka mała książeczka, a ile w niej zamieszania. Początek mojej z nią przygody zaczął się ciekawie - niby bajka, ale dla dorosłych; niby surrealizm, ale względny i do przyjęcia. Według mnie zaczęło się trochę jak w "Alicji w krainie czarów" Carrolla, główny bohater mając już dość życia zwykłego pracownika przy produkcji gwoździ pragnie znaleźć dla siebie inny, ciekawszy i lepszy świat. Kiedy znajduje własne serce, przez wiele lat starannie ukrywane w komodzie przez własną żonę, postanawia zostać pisarzem. Twierdzi bowiem, że prześladują go Egipcjanie (w tym słynny Sinuhe), którzy nalegają, by stworzył dzieło o Starożytnym Egipcie. Mężczyzna postanawia więc opuścić dom i wyruszyć na poszukiwanie czegoś w rodzaju weny.
I tu - jak dla mnie - kończy się interesująca część książki i wszystko zaczyna się komplikować, oczywiście na niekorzyść akcji. Otóż mężczyzna między innymi zaczyna rozmawiać ze zwierzętami, i to nie tylko z psem czy kotem, ale też między innymi z leszczami, sową oraz innymi ptakami. Jego przyjaciółmi stają się trzy koguty oraz indor. A wszystko to dzieje się w jak najbardziej realnym świecie, w którym jeżdżą autobusy i istnieją inni ludzie.
Pod koniec tej minipowieści (czy też opowiadania) zaczynają się dziać rzeczy wręcz niewytłumaczalne, bohater prosi bowiem dzikiego kota, by doprowadził go do miejsca, w którym znajdzie składniki do magicznej mikstury - pojawia się więc także czarna magia... "Im dalej w las, tym więcej drzew" mówi polskie przysłowie. W tym przypadku im dalsza strona, tym większe męki nad dobrnięciem do końca. Gdyby nie ilość stron, porzuciłabym czytanie już w połowie. Ogólnie rzecz ujmując - nie wiem o czym była ta książka, zupełnie nie nadążałam za myślą autora i wydarzeniami. Przyłapywałam się wręcz na tym, że czytałam książkę i myślałam o zupełnie innych strawach więc nie byłam w stanie przypomnieć sobie niektórych fragmentów. A taką miałam ochotę sięgnąć po "Egipcjanina Sinuhe" tegoż autora... Naprawdę długo będę się zastanawiać, czy warto.
Brzmi interesująco. Może autor chciał pokazać świat widziany oczami schizofrenika? Rozmowa ze zwięrzętami, czarna magia, a wszystko zaczęło się nagle i bez żadnego większego powodu - to by pasowało. Mnie się wydaje to całkiem ciekawe. :) może z czystej ciekawości sięgne pewnego dnia po tę powieść? W końcu to niewiele stron, sprawdzić mozna.
OdpowiedzUsuńsciskam!
Jak surrealizm to zdecydowanie dla mnie! I tyle :)
OdpowiedzUsuńimantra - tak na to nie spojrzałam, całkiem ciekawa interpretacja :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa - zapraszam do lektury :)
Hm... Dla mnie też brzmi całkiem nieźle, tak jak dla Futbolowej :D
OdpowiedzUsuńA "Egipcjanin..." jest świetny!
Enga - nie rób mi tego... Cały czas chodzi mi po głowie ten "Egipcjanin Sinuhe", ale jakoś nie mogę się przemóc. Może za rok :)
OdpowiedzUsuńPaideia, też Cię zachęcam do Egipcjanina, bo to kawał dobrej lektury. Szczegóły znajdziesz u mnie (tag historyczna). Sama się czaiłam do tej książki latami, i jeszcze te dwa tomy, ale była rewelacyjna. Dla Twojej spokojności- nie ma tam niczego surrealistycznego, żadnej magii. Tylko prawda o człowieka polana sosem komizmu :)
OdpowiedzUsuńkornwalia - twoje słowa brzmią przekonująco:) zaraz jeszcze zajrzę na twojego bloga, by przekonać się na 100%, że warto sięgnąć po tę pozycję
OdpowiedzUsuń"Zupełnie nie nadążałam za myślą autora i wydarzeniami" - gratuluję szczerości :D
OdpowiedzUsuńJeśli przeszkadza Ci, że bohater rozmawia z kotem w świecie, w którym jeżdżą autobusy, sugeruję pracę nad wyobraźnią i nieco odmienny profil lektur. Proponuję zacząć od Calvino.
Rzecz jasna, masz prawo do własnego gustu, ale wystawianie niskiej oceny, "bo nie zrozumiałam" zdaje się być przejawem ograniczenia.
Pozdrawiam.