niedziela, 11 października 2009

Middlesex


Autor: Jeffrey Eugenides
Tytuł oryginału: Middlesex
Tłumaczenie: Witold Kurylak
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2004
Stron: 608
Ocena: (cząstkowa) 4,5

Źródło: Kolejkowo

Nagroda literacka: Nagroda Pulitzera 2003

Do przeczytania tej książki zachęciła mnie biblionetka.pl. Pomyślałam: czemu nie... wysokie oceny, Nagroda Pulitzera, ciekawy tytuł - zaryzykuję. "Middlesex" wpadło w moje ręce w sierpniu br, a ponieważ ilość stron przybiła mnie już na starcie,postanowiłam nie czekać na odpowiednią porę i zacząć czytanie. Niestety w tym terminie rozpoczęłam nową pracę i nowe studia więc gdy tylko zabierałam się do czytania, po kilkunastu stronach książka lądowała na ziemi, a ja zasypiałam.
O czym jest powieść J. Eugenidesa? O dziewczynie, która stała się mężczyzną, o bardzo psotnym genie rujnującym niejako życie tej osoby. Znajdziemy tam także historię życia rodziny kilka pokoleń wstecz, która tłumaczy powstanie owego genu i rzeczywisty powód narodzin hermafrodyty Calliope (późniejszego Cala). Spróbuję teraz ogarnąc tę opasłą powieść i streścić nieco zagmatwane losy trzech pokoleń rodziny Stephanides.

Zgodnie z metryką urodzenia nazywam się Calliope Helen Stephanides, ale na moim sotatnim prawie jazdy (...) figuruje po prostu imię Cal. (...) Podobnie jak Tejrezasz, najpierw byłem jedną osobą, a później stałem się kimś innym. Byłem wyśmiewany przez kolegów w klasie, traktowany przez lekarzy jak królik doświadczalny, obmacywany przez specjalistów, stanowiłem też przedmiot badań finansowanych przez fundację March of Dimes. Zakochała się we mnie rudowłosa dziewczyna z Grosse Pointe, która nie zdawała sobie sprawy z tego, kim jestem (podobałem się również jej bratu). Czołg zawiódł mnie raz na pole bitwy miejskiej, w basenie przeobrażałem się w mityczną postać; opuszczałem swoje ciało, aby zająć ciała innych - a wszystko to wydarzyło się, zanim skończyłem szesnaście lat.*



Tak przedstawia się już na pierwszej stronie książki głównych bohater. Tajemniczo, intrygująco, ciekawie. Zagłębiam się więc w dalszą część opowieści i tu już nie jest tak różowo. Autor rozpoczyna bowiem podróż do Grecji, w której czytelnik poznaje dziadków Calliope - Desdemonę i Lefty'ego oraz ich niezwykłe przygody, które prowadzą ich na nowy ląd - do Detroit w USA. Następnie oczom wyobraźni śledzącego treść ukazują się rodzice Cala - Milton i Tessie. I w końcu, po 250 stronach pojawia się ona/on: Calliope Stephanides.
Nie chcę zdradzać wszystkich losów bohaterów tej powieści, bo jest tego zbyt wiele. Nie chcę też opisywać powodów tak nietypowego życia, jakie wiódł ten ród, ponieważ jest to jeden z ważniejszych elementów powieści. Nie podejmę się także całościowej oceny dzieła J. Eugenidesa, ponieważ dane mi było przeczytać jedynie połowę powieści. Złożyło się na to kilka powodów: nowa praca, nowe studia, przede wszystkim jednak równoległe czytanie "Sercątka" H. Muller spowodowało, że "Middlesex" stracił ten smaczek, jaki powinna mieć w sobie książka (zwłaszcza tak obszerna). Historia dziejów rodziny Stephanides chwilami dłużyła się, autor zwracał uwagę na każdy, nieliczący się nawet szczegół, co często doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Mimo bardzo prostego i przystępnego języka, jakim operuje w powieści J. Eugenides, nawet po dwóch miesiącach nie udało mi się szczęśliwie dobrnąć do ostatniej strony. Bardzo żałuję, że podczas czytania tej pozycji nałożyło się tyle czynników negatywnie wpływających na moje chęci i możliwości czytelnicze. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze powrócę do tej lektury i dowiem się, jak skończyła się historia Calliope/Cala Stephanides/a.

*J. Eugenides "Middlesex", wyd. Sonia Draga 2004, s.11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz