Ilustracje: Dick Bruna
Tytuł oryginału: Kiekeboe! Wie is daar, nijntje?
Tłumaczenie: Magdalena van der Kroft
Wydawnictwo: Format
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 18
Książka twardostronicowa
Ocena Łucji: 6
Ocena moja: 6
źródło: własna biblioteczka
...A kuku!...*
Dziś chciałabym przedstawić wam śliczną małą króliczkę o wdzięcznym imieniu Miffy (choć w rodzimej Holandii nazywa się Nijntje - dla nas prawie nie do wymówienia). I choć to maleństwo obchodzi w tym roku 59 urodziny, nadal zachwyca, bawi i uczy. Zarówno tych najmłodszych, którzy jeszcze nie potrafią mówić, jak i tych starszych i mądrzejszych nieco czytelników.
Książeczek o Miffy jest mnóstwo. W Polsce ukazała się zaledwie garstka, i to stosunkowo niedawno - w 2008 roku pojawiły się trzy pierwsze tytuły. My zdecydowałyśmy się rozpocząć przygody z Miffy od "A kuku, Miffy!" i uważam, że był to strzał w dziesiątkę! Książeczka tak prosta w swej formie, a jednocześnie tak interesująca dziecko. To niesamowite, w jaki sposób przyciąga uwagę i ciekawi, bawi i sprawia tyle radości. W końcu zabawa "a kuku!' jest jedną z pierwszych, jaką uczymy nasze dzieci.
A Miffy też uwielbia bawić się w chowanego, choć nie do końca to ona się chowa. Robią to osoby, które króliczka widzi przez malutkie okienka wycięte w stronach książki. Miffy wita się z mamą, tatą, Agą i Iną, a na końcu sprawia niespodziankę swemu misiowi.
Prosta w formie, prosta w treści, a jednak uczy jednej z podstawowych rzeczy, o której coraz więcej ludzi zapomina: witania się słowami "Dzień dobry!". W tej książeczce Miffy czyni tak podczas spotkania z każdą osobą, a nawet z misiem. Dzięki temu, chcąc nie chcąc, dziecko uczy się tego dobrego zwyczaju i mam nadzieję, że gdy będzie umiało mówić, te dwa magiczne słowa zasilą jej słownik jako jedne z pierwszych :)
Ilustracje? Nie będę się na ich temat rozpisywać, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Są słodkie, naturalne, takie zwyczajne. A jednolite tło sprawia, że dziecko skupia uwagę na postaciach i nic go nie rozprasza. A! Chciałam napisać o jeszcze jednej ciekawostce - "A kuku, Miffy!" można czytać też od tyłu. Miffy bowiem najczęściej wykonuje podobne czynności jak osoby, które ją odwiedzają. Wystarczy tylko nauczyć się odpowiednich zwrotów i już urozmaicamy dziecku czytanie, a zabawa nabiera nowego kształtu :)
Zachęcam do odwiedzenia POLSKIEJ i ZAGRANICZNEJ strony poświęconej Miffy. Znajdziecie tam nie tylko książki, ale i bajki, pluszaki, oraz różne ciekawostki na temat postaci i samego autora. Natomiast TU - na stronie wydawnictwa, znajdziecie dosyć szczegółową recenzję dotyczącą Miffy w ogóle, autorstwa jednej z moich ulubionych wykładowczyń na UG, która zaraziła mnie miłością do książek dziecięcych - dr Małgorzaty Cackowskiej.
I miało być krótko, a wyszło jak zwykle...
Książeczek o Miffy jest mnóstwo. W Polsce ukazała się zaledwie garstka, i to stosunkowo niedawno - w 2008 roku pojawiły się trzy pierwsze tytuły. My zdecydowałyśmy się rozpocząć przygody z Miffy od "A kuku, Miffy!" i uważam, że był to strzał w dziesiątkę! Książeczka tak prosta w swej formie, a jednocześnie tak interesująca dziecko. To niesamowite, w jaki sposób przyciąga uwagę i ciekawi, bawi i sprawia tyle radości. W końcu zabawa "a kuku!' jest jedną z pierwszych, jaką uczymy nasze dzieci.
A Miffy też uwielbia bawić się w chowanego, choć nie do końca to ona się chowa. Robią to osoby, które króliczka widzi przez malutkie okienka wycięte w stronach książki. Miffy wita się z mamą, tatą, Agą i Iną, a na końcu sprawia niespodziankę swemu misiowi.
Prosta w formie, prosta w treści, a jednak uczy jednej z podstawowych rzeczy, o której coraz więcej ludzi zapomina: witania się słowami "Dzień dobry!". W tej książeczce Miffy czyni tak podczas spotkania z każdą osobą, a nawet z misiem. Dzięki temu, chcąc nie chcąc, dziecko uczy się tego dobrego zwyczaju i mam nadzieję, że gdy będzie umiało mówić, te dwa magiczne słowa zasilą jej słownik jako jedne z pierwszych :)
Ilustracje? Nie będę się na ich temat rozpisywać, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Są słodkie, naturalne, takie zwyczajne. A jednolite tło sprawia, że dziecko skupia uwagę na postaciach i nic go nie rozprasza. A! Chciałam napisać o jeszcze jednej ciekawostce - "A kuku, Miffy!" można czytać też od tyłu. Miffy bowiem najczęściej wykonuje podobne czynności jak osoby, które ją odwiedzają. Wystarczy tylko nauczyć się odpowiednich zwrotów i już urozmaicamy dziecku czytanie, a zabawa nabiera nowego kształtu :)
Zachęcam do odwiedzenia POLSKIEJ i ZAGRANICZNEJ strony poświęconej Miffy. Znajdziecie tam nie tylko książki, ale i bajki, pluszaki, oraz różne ciekawostki na temat postaci i samego autora. Natomiast TU - na stronie wydawnictwa, znajdziecie dosyć szczegółową recenzję dotyczącą Miffy w ogóle, autorstwa jednej z moich ulubionych wykładowczyń na UG, która zaraziła mnie miłością do książek dziecięcych - dr Małgorzaty Cackowskiej.
I miało być krótko, a wyszło jak zwykle...
...Mam cię!...*
* Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książeczki
Fajnie, że o napisałaś o tych książeczkach :) Nie zwróciłabym na nie uwagi, jakoś mi się ta Miffy zlała w jedno z Hello Kitty.
OdpowiedzUsuńNiestety początkowo mnie też Miffy bardzo kojarzyła się z Kitty. Ale to druga powstała w Japonii, też dosyć dawno - w 1974, w tym roku obchodzi 40te urodziny :) ciekawe, czy to tylko zbieżność podobnych imion czy celowy zabieg marketingowy na Europę..?
UsuńWkrótce zostanę ciocią, więc Miffy za jakiś czas będzie jak znalazł:)
OdpowiedzUsuńO tak! Niestety nie należą do tanich (biorąc pod uwagę ich gabaryty 13x13 cm) - około 15 złotych. Jeśli kupujemy jedną, nie ma problemu, przy kilku książeczkach już robi się spory rachunek.. :)
UsuńKsiążeczka cudna dla takiego malucha! Ale cena faktycznie powalająca :/
OdpowiedzUsuńTak, planuję zakup drugiej części "A kuku! Miffy w zagrodzie" i szukam promocji, ale poniżej 13 nie schodzi, a do tego koszt przesyłki.. :) z drugiej strony - czego się nie robi dla kochanej czytelniczki :D
Usuń