Ilustracje: Aleksandra Woldańska - Płocińska
Wydawnictwo: Czerwony Konik
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 30
Książeczka twardostronicowa
Ocena Łucji: 4,5
Ocena moja: 5,5
źródło: własna biblioteczka
...Był ciepły, słoneczny dzień...*
Sięgając po tę książeczkę pełna byłam obaw. Przede wszystkim wciąż z tyłu głowy miałam Prosiaczka ze Stumilowego Lasu. Ale bohater z okładki tak wnikliwie się we mnie wpatrywał, że pomyślałam sobie: ach, co tam, musimy się bliżej poznać. I od dnia, w którym otworzyłyśmy z córką książkę A. Woldańskiej-Płocińskiej, prosiaczek został naszym przyjacielem.
Historia jest nieskomplikowana - prosiaczek obchodzi swoje pierwsze urodzinki i z tej okazji zaprasza przyjaciół na mały poczęstunek. Każde zaproszone zwierzątko przynosi z sobą jakiś skromny prezent. Pomysły mają bardzo różne. Szykują także niezwykłą niespodziankę dla solenizanta, ale o tym cicho sza... A na końcu, by polskiej tradycji stało się zadość, śpiewają głośne STO LAT!
Treść, mimo, że nieskomplikowana, to jednak bardzo ciekawa graficznie. Ilustracje brdzo charakterystyczne i wyraziste, zabawa formą, wielkością, ilością i stosunkami przestrzennymi bardzo pozytywnie działają na wyobraźnię dziecka. A przy tym wszystkie zwierzątka nie są przerysowane, nie są to także karykatury i maluszek od razu rozpoznaje poszczególnego bohatera, o którym mowa. Autorka nie poszła "na łatwiznę" i nie wydrukowała komputerowych literek, lecz każdy wyraz nakreśliła własnoręcznie. Kiedy więc pszczółki lecą po niebie, literki mają kształt chmurek, a gdy pojawia się borsuk, literki "ubrane są" w futerko. Ale zabawa literkami to nie jedyna atrakcja, jaką odkryłyśmy w tej książce.
Najciekawszą stroną dla mojej córeczki jest:
Dlaczego - pewnie się domyślacie. Tu bowiem mama śpiewa, a dziecko słucha i przygląda się. Ale to nie jedyna atrakcja. Jak widzicie, wszyscy urodzinowi goście są tu ukazani niby cienie. Jest to bardzo ciekawy zabieg, gdyż można z dzieckiem pobawić się w odgadywanie: co to za zwierzątko lub gdzie się chowa...? Ale to jeszcze nie koniec - bardzo często (ponieważ moja córeczka za drugim razem omija wszystkich gości i szuka tę właśnie stronę) śpiewamy sobie Sto lat na różne sposoby: jak kurka, jak dzik, jak niedźwiedź itp. Śmiechu i wygłupów przy tym co niemiara.
Dlaczego więc ode mnie wysoko, a córcia dała nieco mniej? Ponieważ ona nie polubiła wszystkich zwierzątek. Szerokim łukiem omija na przykład susła, mrówki niosące tort czy żuka taszczącego ogromnego arbuza. Nie przepada także za głównym bohaterem. Za to bardzo polubiła dzika, pszczółki i niedźwiedzia. No cóż, mamy widocznie zupełnie inne gusta, ale o tym się ponoć nie dyskutuje :)
Mimo wszystko bardzo polecam tę pozycję. Chociaż ciężka (15 twardostronicowych kart robi swoje), to jednak poręczna i stonowanie kolorowa, co jest ważne przy doborze lektury. Osobiście nie lubię, gdy kolory dominują i nie pozwalają się skupić na tym, co najistotniejsze. Dla zachęty pokażę jeszcze kilka stron z książki :)
...- Jak to dobrze mieć przyjaciół - pomyślał posiaczek...*
*Pierwsze/Ostatnie zdanie w powyższej książce
Jedynki nie widzieliśmy, mieliśmy tylko dwójkę kilka razy, i chyba ta mi się bardziej podoba :) Wydaje się przystępniejsza dla maluchów, synek się początkowo przy dwójce nudził. Ale dwójka jest bardzo zabawna :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się, czy nie kupić od razu drugiej części. Teraz wiem, że chyba dobrze zrobiłam i poczekam na drugiej urodzinki mojej pociechy :)
Usuń