Tytuł oryginału: Concerto a la memoire d'un ange
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 248
Ocena: 4
Książka nagrodzona Nagrodą Literacką Goncourt 2010
źródło: własna biblioteczka
Zawiodłam się na Schmitcie. Po raz pierwszy poczułam niedosyt połączony ze zdegustowaniem. Nie mam nawet pomysłu na opisanie tego, jakie wrażenia pozostawiły we mnie te cztery opowiadania skreślone szybko i byle jak. Właściwie te wrażenia już się zatarły, ponieważ lekturę skończyłam jakiś miesiąc temu...
Które z opowiadań najbardziej mi się podobało...? Chyba pierwsze - tytułowa "Trucicielka". Było przemyślane, trzymało w napięciu i pozostawiło mnie z pewnym przekonaniem, że sama mam odpowiedzieć sobie na pytanie, kto miał rację i czy główna bohaterka wprowadziła mnie w błąd czy sama dała się zwieść młodemu księdzu..? Najsłabsze opowiadanie - zdecydowanie "Koncert Pamięci anioła". Długie, nudne, bez polotu. Jakoś nie wciągnęła mnie historia dwóch rywali, których życie zmieniła żądza bycia najlepszym. Po wypadku ten miły staje się okrutny, a egoista nagle staje się altruistą. Historia stara jak świat, a i zakończenie nie wywarło na mnie większego wrażenia.
Wszystkie cztery opowiadania łączy jedna trucizna - myśl, która jak woda w skale powoli i konsekwentnie drąży małą dziurkę, która z dniem, miesiącem, rokiem poszerza się do niebotycznych rozmiarów i zatruwa życie tego, kogo dopadnie. I nie ma litości, nie przejmuje się, że rani, gnębi, zabija. Ma przed sobą jeden cel i do niego dąży. Tak jak każdy z bohaterów opowiadań. Drugim wspólnym elementem czterech historii jest postać świętej Rity. Szczerze mówiąc nie znałam jej do tej pory, a tu okazuje się, że to patronka rzeczy beznadziejnych, niemożliwych. W każdym z opowiadań pojawia się w nieco innej roli, ale czytelnik ma odczuć jej moc, którą zsyła na bohaterów.
Podsumowując - opowiadania są dobre, ale to za mało. Nie do tego przyzwyczaił mnie Schmitt. Jego poprzednie książki powodowały u mnie płacz, dreszcze, oburzenie, a "Trucicielka" po prostu się skończyła. I nic mi z niej nie pozostało. Mam wrażenie, że jeden z moich ulubionych autorów powoli się wypala. Brakuje mu pomysłu, energii i tej czarującej mocy, która nie pozwalała mi oderwać oczu od książki aż do ostatniego zdania. W tych czterech opowiadaniach dużo jest smętnego moralizatorstwa, za mało zaś czytania między wersami. Za mało tajemnicy, subtelności i prostoty. Za to uwielbiałam Schmitta. I mam nadzieję, że "Trucicielka" to tylko mały błąd w sztuce. A może to ja dojrzałam już czytelniczo na tyle, że nie poruszają mnie już "shmittowskie historie"..?
Inne książka autora na blogu:
DZIECKO NOEGO
Inne książka autora na blogu:
DZIECKO NOEGO
To nie moja działka, ale może kiedyś
OdpowiedzUsuńDlaczego nie twoja działka? Nie lubisz Schmitta, opowiadań czy melancholijnych rozważań egzystencjalnych?
Usuńsama piszesz już w pierwszym akapicie treść, która trochę odstrasza od przeczytania tej książki
UsuńWypożyczyłam niedawno tę książkę z biblioteki ale jakoś nie mogę się za nią zabrać...
OdpowiedzUsuńCzyta się bardzo szybko, to tylko 250 stron, duża czcionka, 1,5 wersu odstępu więc jeśli już ją masz w domu to zajrzyj i skonfrontuj z odczuciami innych. Może tobie akurat się spodoba :)
UsuńMi "Trucicielka" się podobała :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś "Kobietę z lustra" Schmitt'a? To jest dopiero świetna książka :D
Pozdrawiam i zaczynam obserwować Twojego bloga :)
"Kobiety z lustra" jeszcze nie cztałam. Ale na pewno sięgnę, bo obiecałam sobie, że przeczytam każdą książkę i każde opowiadanie Schmitta, dla zasady :)
UsuńBardzo mi miło, że będziesz tu zaglądać. Mam nadzieję, że podczas wakacji częściej będą się tu pojawiać moje opinie o książkach...
Zawiodłam się dowiedziawszy się, że ta książka to zbiór opowiadań. ;(
OdpowiedzUsuńOj tam, opowiadania do najkrótszych nie należą. To kilkudziesięciostronicowe historie więc w sumie nie czuje się, że czegoś było w nich za mało. Chociaż przyznam, że kiedy książka ukazała się na rynku, też miałam nadzieję, że to powieść... :)
UsuńMam ją w domu i planuję kiedyś do niej zajrzeć ;)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa twoich wrażeń z przeczytanej lektury :) zdania o "Trucicielce" są podzielone i każde odczucia i wrażenia, które czytałam wcześniej na blogach inne.
UsuńPodobały mi się opowiadania. Rzeczywiscie w opowiadaniu o tytułowej trucicielce najbardziej ujęła mnie atmosfera i przewrotność. Trochę odnajduję w tym klimatu hrabalowskiego. Pokazanie postaci bez moralizowania. A może z sympatią nawet. Człowieka, którego odnajduje we mnie rownież. Rodzaj groteski. Odmienności. Gry ze soba samym. Odkrywania siebie. Stawania się.
OdpowiedzUsuńCiągle mam przed oczami niektóre sceny z opowiadania o parze prezydenckiej. Konfrontacje małzonków. Burzę emocji. Pioruny w oczach.
Tak, masz rację, te opowiadania wzbudzały emocje. Ale ciągle czuję niedosyt i czuję nierówny poziom poszczególnych opowiadań. I mam wrażenie, że ze Schmitta robi się taki stary marudziarz...
UsuńHmm... Chyba nie dla mnie :P Nie lubie książek w formie opowiadań...
UsuńMoże kiedyś :)