Tytuł oryginału: Et dukkehjem
Tłumaczenie: Jacek Fruhling
Wydawnictwo: PIW
Rok wydania: 1985
Liczba stron: 128
Ocena: 5
Źródło: biblioteka miejska w Kartuzach
Od bardzo dawna nie czytałam dramatu. Od bardzo dawna nie czytałam też klasyki. Ale do sięgnięcia po sztukę Ibsena skłoniły mnie jego 185 urodziny, które świętuję w ramach Jubileuszowych lektur. Szczerze przyznaję, że autor ten był mi do tej pory znany tylko ze słyszenia. Nie czytałam żadnej z jego lektur wyznaczonych w liceum, nie oglądałam żadnej ze sztuk w teatrze. Jednym słowem kompletny ze mnie laik w kwestii twórczości tego najsłynniejszego norweskiego dramatopisarza.
"Dom lalki" to historia młodej kobiety, żony i matki - Nory Helmer. Kochający mąż, który w końcu zdobył pracę na poziomie, służba zajmująca się domem i dziećmi, przyjaciele. Czegóż chcieć jeszcze? Szczęście w końcu zapukało do drzwi rodziny Helmer. Czy tylko są oni w stanie utrzymać je przy sobie?
Wkrótce dowiadujemy się, że słodka rodzinna sielanka zbudowana została na kłamstwach i oszustwach młodej Nory. Kobieta wciąż skrywa przed mężem tajemnice, które w wyniku zdobycia przez niego bardzo wysokiego stanowiska mogą zostać odkryte. A jeśli tak się stanie, Nora będzie skończona.
Niby nic niezwykłego, zwykła historia jakich wiele. Nie do końca jest to jednak prawdą. Historia Nory ukazuje bowiem podporządkowanie kobiet względem mężczyzn. Żona pogrążała się w coraz większych kłopotach właśnie ze względu na dobro swego męża - z troski o niego, jego karierę i przyszłość. |Mężczyzna oczywiście zupełnie tego nie zauważał, dbając tylko o własną zawodową przyszłość. Ona zaś grała przed nim słodką idiotkę, zakochaną w pieniądzach i prezencikach, choć prawda okazała się zupełnie inna...
Szczerze mówiąc bardzo pozytywnie zaskoczył mnie dramat Ibsena. Spodziewałam się czegoś przestarzałego, staroświeckiego i nudnego, a tu temat jak najbardziej aktualny i ponadczasowy. Do tego bardzo dobrze napisane dialogi i bardzo szczegółowe didaskalia, które nie wyrywają czytelnika z kontekstu i pozwalają płynnie śledzić poczynania bohaterów.
Z ogromną chęcią obejrzałabym sobie sztukę teatralną opartą na dziele Ibsena, tyle że w wersji współczesnej.
Bardzo serdecznie polecam tę sztukę i już pędzę po następną do biblioteki!
To ja polecam Ci "Dziką kaczkę" albo "Upiory" :)
OdpowiedzUsuń"Norę" czytałam niedawno do klubu dyskusyjnego i Ibsen na tyle mi się spodobał, że z rozpędu przeczytałam jeszcze dwa inne jego dramaty. Pomimo upływu czasu świetnie się Ibsena czyta.
Miałam dziś z ręce "Dziką kaczkę", ale ostatecznie odłożyłam ją na półkę. Szukałam "Peer Gynt", bo bardzo mnie ciekawiło, do czego tak piękną muzykę stworzył Grieg. Nic straconego, jeszcze nadrobię zaległości :)
UsuńMiałam to szczęście, że w socjalizmie dobrze się spisywała telewizja w zakresie kultury, toteż w teatrze telewizji oglądałam większość klasyki dramatu i nie tylko. I dzięki niemu poznałam również Ibsena.)
OdpowiedzUsuńW tej kwestii niestety misja telewizji publicznej XXI wieku poległa na całej linii... Coraz mnie kultury, coraz więcej seriali. Cóż, takie mamy widocznie społeczeństwo :)
UsuńAutor nie jest mi znany. Ale wstyd :-( Ale na wszystko brakuje czasu. teraz ciągle siedzę nad nową powieścią, przez co mam mało czasu na czytanie :-(
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto nadrobić zaległości, sama jestem bardzo zaskoczona świeżością i lekkością pióra Ibsena, zupełnie się tego nie spodziewałam.
Usuń