Jak nie pisałam, to nie pisałam. Ale jak już zaczęłam, to popsuły się wszystkie komputery w domu. Na dworze tęgi mróz więc nawet nosa ostatnio nie wyściubiam poza drzwi. Na dodatek szerząca się fala grypy i innych świństw... Utknęłam w domu na dobre i nawet nie miałam kontaktu z wirtualnym światem... Straszne uczucie!
Na szczęście już po wszystkim. Mąż reanimował mój kochany stary komputer stacjonarny i mogę działać dalej! Jutro opiszę "Kroniki portowe", które niedawno skończyłam, choć nie bardzo wiem jak się do tego zabrać - kompletny brak weny twórczej :) mimo wszystko spróbuję i mam nadzieję, że w najbliższym czasie mój biedny blog trochę ożyje...
Tymczasem pozostaje mi tylko nadrobić zaległości w przeglądaniu innych blogów i zbieranie informacji o nowych ciekawych pozycjach książkowych, których na pewno pojawiło się na rynku mnóstwo! A więc do usłyszenia niebawem!
Ciesze sie, ze wrocilas. Znam doskonale ta zlosliwosc rzeczy martwych. wlasnie walcze ze zasilaczem do notebooka, ale sie nie poddaje. Nie lubie czegos nie moc uzywac, ale oczywiscie wcale to nie znaczy, ze jak moge to uzywam;):)
OdpowiedzUsuń