Od kilku dni rozmyślam sobie o wyzwaniach czytelniczych, które mnożą się ostatnimi czasy na potęgę. Postanowiłam też stworzyć podsumowanie tych wyzwań, które zakończyłam (choć niektóre z nich są aktywne po dziś dzień) oraz tych, które w moim wykonaniu trwają nadal. Ogarnęłam to wszystko i oto co z tego wynikło:
W latach 2009-2012 brałam udział w 7 wyzwaniach czytelniczych:
Literatura na peryferiach,
Nagrody Literackie,
Rosja w literaturze,
Znalezione pod choinką,
Reporterskim okiem,
Bracie, siostro... rodzino,
Papierowy zwierzyniec
Projekt "Kraszewski"
Aktualnie kontynuuję lub powoli "zaciągam się" do 11 wyzwań i akcji czytelniczych. Wśród nich są zarówno te, które sama sobie wymyśliłam:
Literatura na peryferiach - kontynuacja (!), 100 najciekawszych książek wg BBC,
Wyzwanie B-netka (!),
Prywatne Dinozaury Literatury,
jak i te zaproponowane przez innych bloggerów:
Projekt Nobliści,
Klasyka literatury popularnej,
Francuska Kawiarenka Literacka,
Stosikowe losowanie (!),
Z półki 2013,
To już było - z historią w tle,
Book-Trotter.
Trochę się tego nazbierało - przyznacie sami. Też się zdziwiłam, gdy to wszystko uporządkowałam (szczegóły można sprawdzić w zakładkach na górze bloga) i początkowo pomyślałam sobie: "Chyba jestem nienormalna! Przecież tego nie da się ogarnąć...". Ale gdy policzyłam, ile dzięki tym wyzwaniom poznałam książek, autorów i ciekawych miejsc, innymi słowy - co przez to zyskałam, powiem jedno: WARTO BYŁO! Na 146 książek przeczytanych i opisanych na tym blogu, aż 85 (58%) dotyczyło jednego lub kilku wyzwań. Dodam tylko, że najwięcej książek przeczytałam w ramach Stosikowego losowania - Anno, dziękuję za comiesięczną zabawę :)
No tak, powiecie, ale bez udziału z wyzwaniach pewnie też by tyle przeczytała. Tego jednak nie byłabym taka pewna. Dlaczego? W ubiegłym roku zrezygnowałam z większości wyzwań toczących się na innych blogach i wynik czytelniczy okazał się mizerny - tylko 21 książek przez cały rok! Być może to był zbieg okoliczności, a może rzeczywiście coś w tych wyzwaniach jest...
Żeby jednak nie było tak kolorowo i optymistycznie, naszły mnie też negatywne myśli. Otóż doszłam do wniosku, że większość wyzwań, z których zrezygnowałam, najzwyczajniej w świecie mnie znudziła, wyczerpały się pomysły na poszukiwanie potrzebnych pozycji lub po prostu żadna z przeczytanych książek mnie nie urzekła. A więc optymalnym rozwiązaniem w moim przypadku jest spróbowanie swych sił w nowych, nie obciążających zbyt mocno wyzwaniach, które trwają do roku czasu. Potem spokojnie mogę je zakończyć i poszukać czegoś nowego, świeżego, odkrywczego :) Dlatego uważam, że wyzwania czytelnicze oprócz określonej tematyki powinny mieć ograniczony czas, inaczej tracą sens i cel...
Czy wy też tak macie? Czy lubicie wyzwania i czy one dają wam jakąkolwiek satysfakcję? A może zapisujecie się na co popadnie, a po kilku miesiącach żałujecie i tracicie zapał? Ja początkowo tak właśnie robiłam, ale teraz przez kilka dni zastanawiam się, zanim podejmę kolejne wyzwanie. I jeśli mam choć cień wątpliwości, po prostu daję sobie na luzzz :)
Masz rację, wyzwań się w tym roku namnożyło, jak grzybów po deszczu. Mnie najbardziej cieszy, że moje wyzwanie trójkowe mimo natłoku nowych propozycji cieszy się popularnością. Oby tak było jak najdłużej, bo mnie najbardziej mobilizuje właśnie uczestnictwo innych osób. Jak w takiej sytuacji odpuścić? ;)
OdpowiedzUsuńPoza Trójką e-pik biorę udział jeszcze w Noblistach, wyzwaniu Z półki i Czytaniu miejskim u Viv (to nowy projekt, więc nie wiem jak się rozwinie). Dzięki wyzwaniu Z półki przeczytałam w zeszłym roku 21 własnych, zakurzonych książek. W tym roku mam plan 31. Zobaczymy, jak to będzie :) No i oczywiście moja własna 100 w całym roku.
Traktuję wyzwania jako dobrą zabawę, bez spięć i przymusu. To ma być w końcu przyjemność,a nie obowiązek :) pozdrawiam i zapytuję o samopoczucie Mamy i Maluszka Pieszczoszka :) PS. Czy znasz już płeć?
Twoje wyzwanie jest bardzo interesujące i często zaglądam sprawdzić wyniki miesięcznych zmagań uczestników trójki e-pik. Niestety sama nie podjęłam się go jeszcze, bo nie mam tylu gatunków literackich na półkach, a do biblioteki póki co nie po drodze więc za każdym razem kończyłoby się to dla mnie klęską :)
UsuńMaleństwo i ja czujemy się super - to dziewczynka. Rośnie jak na drożdżach (ponoć przerosła już rówieśników..), ja już też sporo dobrałam ,choć na szczęście rośnie mi tylko brzuch więc liczę na szybki powrót formy po porodzie :) trochę się nudzę siedząc w domu i za długo śpię. Nie jestem przyzwyczajona do tak wolnego tempa dnia. A pozostały jeszcze dwa miesiące więc muszę uzbroić się w cierpliwość i czytać! :D
Biorę udział w dziesięciu wyzwaniach, w tym dwóch swoich (w jednym jestem chyba jedynym uczestnikiem ;)). Traktuję je jak zabawę, bo inaczej nie sprawiałyby przyjemności. Ale nie uważam, że wyzwania powinny być ograniczone czasowo - bardzo lubię i Projekt Nobliści, i Z historią w tle, niekłopotliwe i mało absorbujące, a ciekawe. Z mojego doświadczenia wynika, że bez wyzwań i tak przeczytałabym podobną ilość książek, ale na pewno mniej swoich i mniej tych, które już długo czekają na swoje pięć minut - wyzwania są pretekstem do wcześniejszego sięgnięcia po nie (ostatnio najwięcej zakurzonych wyciągam do Z literą w tle). :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja zdecydowałam się na tyle wyzwań. Oczywiście dla mnie to też raczej zabawa, choć i po trosze obowiązek, co jak najbardziej mi odpowiada, bo się bardziej pilnuję z czytaniem i dzięki temu mogę ułożyć sobie mniej więcej miesięczny stosik do przeczytania :)
UsuńDziękuję za miłe słowo:)
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńJa przygodę z wyzwaniami zaczęłam niedawno. I przyznam że mnie mobilizują:) Wcześniej nie sięgałam po klasykę, po książki historyczne, a teraz tak! Warto rozszerzać horyzonty, poznawać nowe gatunki i autorów, a do tego właśnie prowadzą mnie wyzwania! Na chwilę obecna biorę udział chyba w 4.
OdpowiedzUsuńKiedyś wzięłam udział w jednym wyzwaniu, nie powiem, było fajnie. Teraz jednak jakoś nie mam na nie ochoty. Zdaję się na los lub kaprys w wyborze lektur :)
OdpowiedzUsuńJednak podziwiam tych, którzy się w to bawią, sardegnę zwłaszcza, wymyśliła świetną formułę, absolutnie nie nużącą.
Trzeba mieć kopalnię pomysłów, chęci i czas, by tworzyć takie wyzwania. Poza tym uważam, że jeśli się coś tworzy, to powinno się dać przykład i czynnie brać w tym udział. A w przypadku niektórych wyzwań niestety przykład nie płynie z góry, wręcz przeciwnie. Wtedy i ja tracę motywację, a po jakimś czasie rezygnuję z wyzwania (jeśli jeszcze trwa) albo po prostu o nim zapominam :)
Usuń