piątek, 26 sierpnia 2011

Jednym tchem

Autor: Anna Rybkowska 
Cykl: Nell, cz 2
Wydawnictwo: Lucky
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 463
Ocena: 4


Źródło: portal Lubimy Czytać

Oto przed Wami druga część przygód Natalii Skowrońskiej, jej rodziny oraz przystojnego rockmana Willa Barlowa. Nie chciałabym zdradzać treści, gdyż ujawniłabym wiele wątków znajdujących się w części pierwszej. A więc mam mały problem, bo o czym tu pisać, żeby zacząć pozytywnie...? 

W drugiej części cyklu czytelnicy dowiadują się w jaki sposób Wiliam Barlow stał się gwiazdą rocka oraz co łączy go z lady Miriam Bastet. To było bardzo ciekawe i rozwiązało wiele zagadek z zakończenia części pierwszej (przede wszystkim potwierdziło informacje jakie Natalia otrzymała od Billa - tu informacja dla tych, którzy znają treść "Nell"). Okazało się przede wszystkim, że Will był normalnym facetem, trochę narwanym, ale twardo stąpającym po ziemi muzykiem o nieustalonej preferencji muzycznej. Niestety los i przyjaciele pchnęli go w szpony Miriam i od tej chwili jego życie zmieniło się i nabrało tempa. 


Równolegle z czasem młodości Willa toczy się teraźniejsze życie Natalii jako przykładnej żony, matki i córki. Mimo, iż stara się żyć normalnie, nie zawsze bliscy jej w tym pomagają. Jedni zazdroszczą, inni szydzą, kolejni nie mogą zrozumieć i potępiają. Najważniejsze jednak, że to, czego tak bardzo się bała, nie nadeszło... Do czasu niestety...

Tak mniej więcej rozwija się wątek najnowszej powieści A. Rybkowskiej. Rozwija się powoli i z namaszczeniem, jednak w momencie apogeum zatrzymuje się lub wlecze w nieskończoność. Niestety czytając tę książkę miałam wrażenie, że autorka chciała dorównać objętościowo liczbie stron z pierwszego tomu i przeciągała niektóre dialogi czy też rozważania tak bardzo, że zaczęły mnie nużyć i nie potrafiłam się nad nimi skupić. O ile "Nell" pochłonęłam jak świeżą bułeczkę, o tyle "Jednym tchem" w pewnym momencie zaczęła mi stawać w gardle jak czerstwe pieczywo. Żułam i żułam, ale smak przestałam wyczuwać. 

Bardzo ciekawa okazała się sama końcówka (ostatnie 30 stron), w której działo się więcej niż przez cały czas trwania powieści i ona uratowała ostateczne wrażenie, które oceniam jako dobre. Jak też zdołałam się domyślić, będzie część trzecia, gdyż kolejna powieść A. Rybkowskiej zakończyła się wielkim znakiem zapytania.

Na sam koniec zostawiłam miejsce na kilka przykrych słów pod adresem wydawnictwa Lucky. Przykro mi to stwierdzić, ale w ich pracy nie zauważyłam ani jednego pozytywu. Okładka nie podoba mi się wcale, przypomina mi tanie romansidło, a powieści tej nie można do nich zaliczać. Na dodatek ukazuje postacie dwójki głównych bohaterów, co zupełnie zburzyło moje wyobrażenia na ich temat z poprzedniej części. Korekta w książce nie istnieje... Zupełnie nie mogłam pogodzić się z przecinkami rzucanymi co drugie słowo w przypadkowy sposób, totalnie burzący jakikolwiek logiczny szyk w zdaniu. Okropnie ciężko czyta się takie bezsensowne zdania. Po raz pierwszy dostrzegłam, jak wiele daje dobrze postawiony przecinek! Ale nie tylko o przecinki chodzi moi drodzy, to tylko jedna strona medalu. Kilka razy zdarzyły się także takie kwiatki: "Co jest, doasz, Will mnie szuka. cholery?"* Trochę czasu zajęło mi rozszyfrowanie sensu tego i innych zdań... Po trzecie często zdarzające się pojedyncze litery ą zaraz po wykrzykniku, nie potrafię nawet wytłumaczyć sobie, dlaczego tak się działo, ponieważ znaki nie nie leżą nawet obok siebie na klawiaturze. Po czwarte w końcu i ostatnie niezdarne korzystanie z kursywy: w ten sposób zapisywane były przede wszystkim głosy wewnętrzne bohaterów, ale nierzadko kursywą zapisywano także dialogi lub normalne fragmenty narracji. Zupełnie tak, jakby ktoś zapomniał kliknąć w porę znaczek I nie zwracając na to nawet uwagi. Uważam, że w taki sposób wydana książka przede wszystkim urąga wszelkim czytelniczym gustom i jakiejkolwiek ochocie na czytanie nawet bardzo ciekawej powieści. Najbardziej żal mi autorki, która straci na takiej korekcie najwięcej - Pani Anno, bardzo mi przykro, ale w dużej mierze właśnie powyższe błędy sprawiły, że męczyłam się z tą powieścią przez długie dwa tygodnie. Nie winię w tym Pani, gdyż pomysł na książkę uważam za ciekawy i wymagający dużo wyobraźni.

Zastanawiam się nad tym, czy nie otrzymałam przypadkiem egzemplarza testowego lub jakiegoś odrzutu wydawniczego... To byłoby szalenie ryzykowne dla wydawnictwa, dać do ręki recenzenta, nawet takiego amatora jak ja, broń, która narobi sporo szkód zainteresowanej stronie. Przepraszam, ze tyle miejsca poświęciłam technicznej stronie książki, ale to, jaką gehennę przeżyłam brnąc w coraz większe chaszcze przeszło moje najśmielsze oczekiwania... W najbliższym czasie wybiorę się do miejskiej księgarni i sprawdzę, czy podobne błędy znajdują się w pozostałych egzemplarzach. O wynikach tego śledztwa na pewno Was poinformuję.

* A. Rybkowska Jednym tchem, wyd.Lucky, Warszawa 2011, s. 335;

Inne książki autorki na blogu:
NELL

13 komentarzy:

  1. Dlatego ja się cieszę że mój korekto sprawdza już drugi tydzień moją książkę, gdyż chce się wywiązać doskonale z powierzonego mu zadania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisanyinaczej - dbaj o to, bo jest to strasznie ważny element książki. Dopiero teraz to pojęłam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, korekta jest bardzo ważna! Dlatego nie można jej zostawiać autorowi - pisałam już o tym. Człowiek związany emocjonalnie z tekstem nie jest w stanie wyłapać własnych błędów, bo ich zwyczajnie nie widzi! On żyje życiem swoich bohaterów i nie patrzy na literki.
    Dlatego korektor powinien być dobrze opłacany, ale jednocześnie powinien ponosić konsekwencje swojego lenistwa. Nie mówię tu o pojedynczych literówkach, bo nikt nie jest doskonały. Ja też nie. Dlatego korektę powinny robić co najmniej dwie osoby. Jedna nie wyłapie wszystkiego.

    Nie dostałaś egzemplarza próbnego. Mój też był taki. Chyba napisałam o tym w opinii, a może nie?
    Napisałam na pewno do pani Anny mail i poradziłam jej, żeby przycisnęła wydawnictwo i zadała konkretne pytanie - kto zepsuł taką dobrą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Joasiu - dokładnie, ta książka została brutalnie zniszczona przez wydawnictwo. Ciekawe jest to, że nigdzie nie zaznaczono korektorów, jest tylko wpis "edition by Lucky". A jakaś korekta musiała być. Nie wierzę, że pani Ania takie błędy stylistyczne robiła w trakcie pisania...

    OdpowiedzUsuń
  5. Podejrzewam nawet, że tekst im się trochę "rozjechał" przy składaniu do druku. Przecież te kursywy na pewno nie powstały u autorki.
    Zauważ, że kursywa zaczyna się tam, gdzie powinna, a kończy wraz z enterem czyli na końcu akapitu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie, strasznie mnie to wkurzało, bo myślałam, że to dalej ich myśli, wspomnienia itp., a tu okazywało się, że zaczął się dialog... Pierwszy raz spotkałam się z tak marnie wydaną książką.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja muszę powiedzieć, że jestem pod urokiem tej książki. Owszem korekta była delikatnie mówić do du.. , jednak nie zważałam na nią ( choć rzeczywiście brak przecinków i ta literka ą na końcu zdania, wkurzała). natomiast patrząc przez pryzmat historii ja osobiście pochłonęłam ją w dwa wieczory i ciągle jeszcze żywe mam wspomnienia Natalii i Wiliama. Będę bronić tej książki, gdyż patrząc pod względem fabuły mnie urzekła, pod względem korekcyjnym zawiodła na całej lini.

    OdpowiedzUsuń
  8. cyrysia - a mnie chyba bardziej podobała się jednak pierwsza część. Zobaczymy, jakie rozwiązania sytuacji zaproponuje nam autorka w następnej części :) bardzo jestem ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja niestety nie miałam przyjemności poznać ,,Nell''. Zakupiłam ją jednak sobie i czekam teraz aż przesyłka przyjdzie i dopiero porównam obie części. Jednak i tak z niecierpliwością czekam na trzecią.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby nie chodziło o małe wydawnictwo powiedziałabym, że poczekam na wydanie poprawione, ale w tym przypadku lepiej kupić póki jest na rynku :) Nell czeka na mojej półce, pewnie mi się spodoba, biorąc pod uwagę te wszystkie recenzje, dlatego niedługo będę polować na "Jednym tchem" po promocjach i tanich księgarniach :) Już się boję tej korekty, a raczej jej braku.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam do zabawy w polecanki, szczegóły na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To jeszcze mi powiedzcie ile sobie wydawnictwo życzy za taką fuszerkę?

    OdpowiedzUsuń
  13. zaczytana - zerknę z najbliższym czasie :)

    kornwalia - na okładce 29,90...

    OdpowiedzUsuń