czwartek, 9 czerwca 2011

Listonosz Nerudy, czyli żarliwa cierpliwość

Autor: Antonio Skármeta  
Tytuł oryginału: Ardiente paciencia (El cartero de Neruda)
Tłumaczenie: Marta Jordan
Wydawnictwo: Wiedza i Życie
Seria: Edukacja Europejska
Rok wydania: 1998
Ilość stron: 112
Ocena: 4,5


źródło: biblioteka UG


Tym razem zapraszam Was do Chile, do małej rybackiej mieściny niedaleko San Antonio. Mieszkał tam przed kilkoma laty pewien młodzieniec - Mario Jimenez, syn rybaka, który tak nienawidził swojej pracy (pomoc ojcu przy rybach...), że wciąż udawał przeziębienia, bóle brzucha i inne stany chorobowe. Ojciec zapewne wiedział, w czym rzecz, więc pewnego dnia zmusił chłopca do znalezienia nowej pracy. Mario pojechał do najbliższego miasteczka i dokonał swego, zatrudnił się na stanowisku listonosza. Było tylko jedno, maleńkie ale... Jego jedynym klientem był niejaki Pablo Neruda. Naczelny poczty ostrzegał chłopca przed uciążliwością pracy - Neruda był znanym chilijskim poetą, w związku z tym otrzymywał całe stosy listów i paczek. 

Mario poczuł, że praca stanie się sensem jego życia. Po kilku spotkaniach z małomównym poetą zaczął nawiązywać rozmowy i w ten sposób między Nerudą a listonoszem wytworzyła się niesamowita więź. Wkrótce jednak życie Maria miało legnąć w gruzach, zmienić się nie do poznania za sprawą... miłości - pięknej Beatriz, córki właścicielki karczmy, która krótko mówiąc nie sprzyjała temu związkowi.


Chłopiec postanowił zdobyć serce ukochanej, jednak podczas każdego ich spotkania słowa grzęzły mu w gardle. W akcie rozpaczy postanowił napisać swej wybrance miłosny wiersz. Niestety. Mario nie uczęszczał do szkoły, ledwo składał litery podczas czytania. Nie potrafił tworzyć tak pięknych metafor jak jego mentor i przyjaciel - Pablo Neruda. Nie pozostało mu więc nic innego jak dopuścić się plagiatu. W końcu w miłości jak na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone!

Jak zakończyła się ta sielankowa historia? Chciałoby się rzec, że tak miło, jak się zaczęła. Niestety A. Skarmeta zgotował nam czytelnikom niemiłe zakończenie. Smutne, patetyczne i niezrozumiałe. Przynajmniej dla mnie. Niestety nie jestem biegła w historii Ameryki Południowej. A autor wiele wątków czerpie właśnie z niej. Opisuje bowiem upadek państwa demokratycznego na rzecz komunizmu. Również Pablo Neruda, laureat Nagrody Nobla, jest postacią autentyczną, człowiekiem z krwi i kości. Na okładce książki można przeczytać, że historia ta wiernie odzwierciedla postać poety. Według mnie jednak Skarmeta bardziej skupia się na listonoszu i jego perypetiach. Neruda zaś tworzy niezwykle charakterystyczne tło tej historii. 

Mam mieszane uczucia w stosunku do "Listonosza Nerudy". Z jednej strony niesamowite wrażenie zrobił na mnie styl i język autora powieści, cudownie melodyjne wręcz wersy, które tak realistycznie i zarazem bajkowo przedstawiły społeczność miasteczka w Chile, że brakowało mi tylko hamaka, poncho i prażącego słońca, by poczuć się jak u siebie. Literatura Ameryki Łacińskiej ma w sobie coś, co odróżnia ją od literatury europejskiej czy azjatyckiej. A ja bardzo to "coś" lubię i coraz chętniej sięgam po pisarzy z tego kontynentu. Jednak historia Maria i Nerudy była dla mnie dosyć niezrozumiała. Nie wiem dlaczego zakończenie jest takie ponure, ciężkie i (niestety) nie zachęcało mnie do czytania. Być może nie zrozumiałam, co autor miał na myśli... Czuję niedosyt i lekkie rozczarowanie. Chciałabym jednak przyjrzeć się filmowi, który autor wyreżyserował i do którego napisał scenariusz jeszcze przed ukończeniem powieści. Być może wtedy zrozumiem i zapałam do niego uczuciem głębszym i trwalszym. 

Na koniec chciałam jeszcze wypisać tu "perełki", które sprawiły, że na mej twarzy pojawił się uśmiech:
"Znajdź sobie pracę - brzmiało zwięzłe i okrutne zdanie, jakim mężczyzna ten podsumowywał oskarżycielskie spojrzenie, które mogło przeciągać się nawet do dziesięciu minut, a które w żadnym razie nie trwało krócej niż pięć." (s.17)
"Mario przycisnął dłoń do serca i próbował uciszyć jego nieposkromione trzepotanie, które podeszło mu do gardła i usiłowało wyrwać się zza zagrody zębów. (...) Listonosz odczepił rower od latarni, zabrzęczał triumfalnie dzwonkiem i z uśmiechem tak szerokim, że obejmującym swym zasięgiem poetę i całe jego otoczenie, powiedział: - Do widzenia, Don Pablo." (s.27)
"Albowiem prawdą jest, że zabawa trwała tak długo, aż się skończyła." (s.90) 

3 komentarze:

  1. Jak dla mnie może to być zbyt romantyczne :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym tą książkę przeczytać, mam nadzieje, że wpadnie mi w ręce.
    Pozdrawiam,
    Kass

    OdpowiedzUsuń
  3. pisany inaczej - nie porównuj tej książki z telenowelą latynoamerykańską, to są zupełnie inne klimaty. być może sposób, w jaki opisałam tę historię sugeruje wątek miłosny jako wiodący, ale to tylko złudne wrażenie. Książka naprawdę sięga w głębsze rejony ludzkiego życia :)

    Kass - niestety niełatwo zdobyć tę książkę. Mnie udało się to dzięki świetnie wyposażonej bibliotece uniwersyteckiej... W księgarniach ani antykwariatach jej nie widziałam

    OdpowiedzUsuń