piątek, 25 marca 2011

Babie lato

Autor: Philippe Besson 
Tytuł oryginału: L'arriere-saison
Tłumaczenie: Grażyna Majcher
Wydawnictwo: Muza
Seria: Kalejdoskop
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 159
Ocena: 5,5


źródło: własna biblioteczka

Cape Cod, małe miasteczko Chatham, niewielka kawiarnia z widokiem na ocean. Tak przytulna, że Louise czuje się tu jak w domu. Od kilkunastu lat codziennie wpada na Martini z zieloną oliwką. Jej życie jest pasmem sukcesów. Zaczęła karierę jako aktorka, lecz prawdziwy talent odkryła w chwili napisania pierwszej sztuki teatralnej. Teraz jest znaną i szanowaną autorką kilkunastu sztuk wystawianych w całych Stanach Zjednoczonych. Niedziela ciągnie się leniwie, a ona siedzi nad kieliszkiem Martini i czeka. Na telefon. Na jakikolwiek znak od swego kochanka, który właśnie oświadcza żonie, że od niej odchodzi (przecież jej to obiecał). W kawiarni jest tylko ona i Ben. Ich los splótł się w dniu, gdy ona po raz pierwszy przestąpiła próg kawiarni, a on zaczął pierwszy dzień pracy. Od tej pory rozumieją się bez słów, a mimo to zachowują konwenanse i trzymają swych ról: barmana i klientki. 

Czas stoi w miejscu, minuty wloką się w nieskończoność. Martini ubywa powoli lecz sukcesywnie. Nagle słychać dzwonek nad drzwiami wejściowymi. Louise i Ben jednocześnie podnoszą głowy. A w progu stoi mężczyzna. Nie, nie ten, na którego kobieta czeka, choć zna go bardzo dobrze. Spędziła z nim pięć najpiękniejszych lat w życiu. Potem odszedł w jej przyjaciółką. Od pięciu lat nie dane jej było go spotkać, choć często o nim myślała. I nagle widzi go w drzwiach ich ulubionej kawiarni. Zbieg okoliczności? W dniu, w którym ona czeka na ostateczne rozwiązanie.. Zrządzenie losu? Stephen podchodzi do baru i oświadcza Louise, że właśnie odszedł od żony. Życie zaczyna się na nowo...? A może życie właśnie się skończyło...


Ta powieść jest jak tchnienie wiatru. Historia jednego popołudnia zapisana na stu pięćdziesięciu stronach. Właściwie czym tu się zachwycać - ona i on, zraniona miłość, spotkanie po latach, pytania bez odpowiedzi. W tej książce nie liczy się jednak historia. Najważniejsze jest to, co dzieje się między słowami. Kto czytał jakąkolwiek powieść P. Bessona wie zapewne, o co chodzi. Jest on mistrzem rozdrabniania godzin na minuty, minut na sekundy, a sekund na drobne momenty, które zaważają na życiu głównych bohaterów. Louise i Stephen rozmawiają ze sobą, a między ich dialogiem pojawiają się całe akapity, całe strony ulotnych chwil, które pojawiają się właśnie w tym momencie i na pewno się nie powtórzą. Więc autor zatrzymuje kadr i opisuje wszystko to, to dzieje się wokół, co rodzi się w myślach dwojga dawnych znajomych i obserwatora ich rozmowy - Bena. Ta postać odgrywa istotną rolę w całej tej niesamowitej historii. Patrzy i widzi, nawet to, czego oni nie są w stanie dostrzec. Słyszy to, czego ci dwoje nie chcą usłyszeć. Wszystko skrupulatnie układa w myślach i trzyma kciuki z całej siły, by spotkania miało szczęśliwy finał. 

Nie zawsze jednak historia kończy się tak, jakbyśmy tego chcieli. Zresztą P. Besson nie kończy tej historii. Pozwala nam ułożyć odpowiednie dla nas zakończenie, takie, jakiego się spodziewamy. Nie narzuca nam własnego zdania. Rozkłada tylko na części pierwsze myśli i uczucia towarzyszące trójce ludzi w kawiarni gdzieś nad oceanem. Nie ocenia ani nie sugeruje. Daje nam prawo wyboru i pozwala stanąć po jednej ze stron. Myślę nawet, że zachęca nas do odnalezienia i odwiedzenia własnego miejsca, w którym coś się zaczęło, lecz nie do końca wiemy jak się skończy. 

Im więcej czasu mija od chwili skończenia tej lektury, tym mniej pamiętam historię, a jednocześnie tym wyraźniej czuję emocje jej towarzyszące. To jest największa siła prozy P. Bessona. Za to go cenię i zaliczam do grona moich ulubionych pisarzy. Mam nadzieję, że nie jestem w tych odczuciach osamotniona. 

2 komentarze:

  1. zachęciła mnie Twoja recenzja :) a w Matrasie cena 6,9 :)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Isabelle - zachęcam do zakupu :) mam nadzieję, że nie będziesz żałować...

    OdpowiedzUsuń