wtorek, 30 sierpnia 2016

[Jubileuszowe Lektury] Pigmalion

Autor: George Bernard Show 

Tytuł oryginału: Pygmalion
tłumaczenie: Florian Sobieniowski
Wydawnictwo: PIW
Format: papier
Rok wydania: 1974
Liczba stron: 180
Ocena: 4.5

Źródło: biblioteka miejska w Kartuzach

Londyn, noc, godzina 11.15*

George Bernard Shaw - bardzo znane mi nazwisko, lecz kompletnie nieznana twórczość. Zaciekawiły mnie jego utwory, tylko dlaczego dopiero teraz? Otóż w lipcu minęła jego okrągła 160 rocznica urodzin. Jak więc piękniej uczcić te wspaniale urodziny niż po prostu zanurzyć si w jeden z jego najpopularniejszych utworów! "Pigmalion" zaintrygował mnie tytułem i faktem, iż autor określił go mianem "Przygody romantycznej w pięciu aktach". Skusiłam się i przeczytałam. Cóż to za dziwna lektura... Po niej autor zaintrygował mnie jeszcze bardziej. Ale zacznijmy od początku.

Zapewne każdemu z was obiło się o uszy imię Pigmalion. To bohater jednego z greckich mitów, rzeźbiarz, który stworzyć posąg kobiety tak pięknej, że zakochał się bez pamięci w swoim dziele. Bogini Afrodyta postanowiła ulżyć jego cierpieniom i rzeźbę zamieniła w prawdziwą kobietę. Nie pamiętam już, jak się ta historia skończyła, ale nie jest to w tej chwili ważne. G.B.Shaw już samym tytułem zasugerował, że będzie to historia miłosna, pewnie przeniesiona do współczesności, ot, zwykłe miłosne perypetie kobiety i mężczyzny.


Och, jakież było moje zdziwienie, gdy już na początku, poznawszy głównych bohaterów, okazało się, że miłości nie ma tu ani krztyny, chyba, że do siebie samych. scena rozpoczyna się bowiem od spotkania z tłumem ludzi na jednej z londyńskich ulic. Jest początek XX wieku, podziały klasowe są ogromne, co też daje się zauważyć wśród tłumu. A ponieważ pada deszcz, wszyscy zbici w gromadkę stoją pod zadaszeniem czekając na dalszy rozwój pogodowych wypadków. Wśród obecnych wyróżniają się dwie dostojnie odziane kobiety - matka z córką, szarmancki starszy mężczyzna o wojskowym wyglądzie, młoda brudna i nieokrzesana kwiaciarka oraz tajemniczy jegomość z notatnikiem, który niczym magik potrafi określić, skąd pochodzi każdy z rozmówców (podczas oczekiwania na zmianę pogody nawiązują się liczne konwersacje). Henryk Higgins - bo o nim mowa, oazuje się bowiem najsłynniejszym językoznawcą i specjalistą slangów dzielnic londyńskich w kraju. Dlaczego ich właśnie wymieniam? Okazuje się, że już niebawem będą mieli se sobą naprawdę wiele wspólnego...

W największym skrócie przybliżę wam teraz dalszy ciąg wydarzeń. Mężczyzna o wojskowym wyglądzie - niejaki Pickering marzył o spotkaniu ze sławnym Higginsem. Marzenie się ziściło, jednocześnie  nadarzyła się też okazja, by sprawdzić umiejętności praktyczne językoznawcy. Mężczyźni założyli się bowiem, że Higgins w ciągu 6 miesięcy przemieni  wcześniej spotkaną młodą brudną kwiaciarkę w damę i wprowadzi ją na królewskie salony. Za jej zgodą rozpoczyna się eksperyment, który przynieść ma niesamowite zwroty akcji. Szalony Higgins, nieokrzesana kwiaciarka Eliza i stateczny Pickering to wspaniale uzupełniający się tercet, a jednocześnie bomba z opóźnionym zapłonem. tytułowy Pigmalion  zabiera się do pracy nad swoją rzeźbą i tworzy coś na swój kształt i podobieństwo. Tylko czy człowiek jest dobrym materiałem na udany posąg? I gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość..?

"Pigmalion" zaskoczył mnie kilkoma rzeczami. Oczywiście tematyka społeczna, którą podjął Shaw jest nietypowa, a jej rozwiązanie niespodziewane. Ale tego można się było spodziewać już po pierwszym akcie. Niezwykłe jest jednak to, co znajduje się (dosłownie) między wierszami, czyli didaskalia, tak szczegółowo opisujące to, co w danym momencie dzieje się na scenie. Dzięki temu zabiegowi miałam wrażenie, że siedzę w teatrze, oglądam "Pigmaliona" na scenie i dokładnie wie, co autor miał na myśli. Jednocześnie jednak tysiące dodatkowych myśli kołacze się po głowie. Denerwuje mnie język Higginsa i jego podejście do siebie i innych. Wściekam się na Elizę, że tak daje sobą pomiatać i że jest tak głupiutka.. A jednocześnie z niecierpliwością czekam na ten szczęśliwy koniec eksperymentu. Który oczywiście zaskakuje najbardziej.

G.B.Shaw nie kończy tej historii na piątym akcie. Zapisuje w formie.. rozprawki? dalsze losy wszystkich bohaterów "Pigmaliona". Tak, jakby czytelnik nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Ciekawa też jestem,w jaki sposób tę dalszą część historii interpretują reżyserzy, którzy mierzą się ze sztuką Shawa. Może będzie mi kiedyś dane obejrzeć "Pigmaliona" na deskach teatru, z wielką ochotą skonfrontowałabym moje przemyślenia z obrazem jaki zobaczyłabym w teatrze. Tymczasem pozostaje mi lekki niedosyt. Z chęcią przyjrzę się więc innym utworom Shawa, żeby upewnić się co do swych odczuć względem jego twórczości.

Jego stosunek do niej jest zbyt bogopodobny, aby mógł być całkowicie przyjemny.*

*Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz