Tytuł oryginału: Der 35. Mai oder Konrad reitet in die Südsee
Tłumaczenie: Stefania Baczyńska
Wydawnictwo: Polityka
Seria: Cała Polska czyta dzieciom, t. 3
Format: papier
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 72
Ocena: 3,5
źródło: własna biblioteczka
...Działo się to 35 Maja...*
Wakacje w pełni, postanowiłam więc wybrać się w ciekawą podróż. Padło na morza południowe, a towarzyszyli mi: Konrad, jego stryj Rabarbar oraz... koń Negro Kaballo (który nie dość, że umiał mówić, to jeszcze uwielbiał jeździć na wrotkach!). Nie była to wcale łatwa i spokojna wyprawa, przygód w niej co niemiara, trochę śmiechu, trochę irytacji, sporo radości i niedowierzania, a nade wszystko wielki podziw dla wyobraźni (autora oczywiście). A zaczęło się tak:
Konrad jak co czwartek, spędzał popołudnie z wujkiem Rabarbarem. Zwierzył mu się przy okazji, że musi napisać wypracowanie o morzach południowych, gdyż brak mu wyobraźni. Tylko jak te morza wyglądają? Czasu też nie ma zbyt wiele - pracę trzeba oddać już jutro! Co tu zrobić..? W tym momencie do drzwi mieszkania stryjka puka koń i po dłuższej rozmowie oferuje swą pomoc. Trzeba tylko wejść do szafy stojącej w przedpokoju i już! Za dwie godziny, zgodnie z obietnicą końskiego biura podróży, będą na morzach południowych. A więc wyruszyli. Nie była to jednak zwyczajna wyprawa, o nie. Na ich drodze stanęło bowiem kilka krain: Kraj Pasibrzuchów, gdzie lenistwo wyzierało każdym kątem; niezwykły Zamek, w którym spotkali się na zawodach wszyscy najwięksi tego świata - od Cezara po Napoleona; Świat na opak, gdzie dzieci wbijały dorosłym z głowy niedobre zachowania, czy też Elektropolis, którym rządziła myśl technologiczna i.. wysokie napięcie! (Dla ciekawostki dodam, że autor opisał tu świat XXI wieku - drapacze chmur, telefony komórkowe, wielkie skomputeryzowane fabryki, a historia ta powstała w 1932).
Konrad jak co czwartek, spędzał popołudnie z wujkiem Rabarbarem. Zwierzył mu się przy okazji, że musi napisać wypracowanie o morzach południowych, gdyż brak mu wyobraźni. Tylko jak te morza wyglądają? Czasu też nie ma zbyt wiele - pracę trzeba oddać już jutro! Co tu zrobić..? W tym momencie do drzwi mieszkania stryjka puka koń i po dłuższej rozmowie oferuje swą pomoc. Trzeba tylko wejść do szafy stojącej w przedpokoju i już! Za dwie godziny, zgodnie z obietnicą końskiego biura podróży, będą na morzach południowych. A więc wyruszyli. Nie była to jednak zwyczajna wyprawa, o nie. Na ich drodze stanęło bowiem kilka krain: Kraj Pasibrzuchów, gdzie lenistwo wyzierało każdym kątem; niezwykły Zamek, w którym spotkali się na zawodach wszyscy najwięksi tego świata - od Cezara po Napoleona; Świat na opak, gdzie dzieci wbijały dorosłym z głowy niedobre zachowania, czy też Elektropolis, którym rządziła myśl technologiczna i.. wysokie napięcie! (Dla ciekawostki dodam, że autor opisał tu świat XXI wieku - drapacze chmur, telefony komórkowe, wielkie skomputeryzowane fabryki, a historia ta powstała w 1932).
Gdy w końcu po wąskim i stalowym równiku podróżnicy dotarli do mórz południowych, byli tak szczęśliwi i jednocześnie tak zmęczeni (choć Konrad bardziej smutny, spodobała mu się bowiem pewna księżniczka, ale musiała szybko wracać do domu), że marzyli już tylko o powrocie do domu. Czy Konrad był w stanie opisać swoją przygodę? Czy wuj Rabarbar zdążył dotrzeć do apteki na wieczorny dyżur? I dlaczego nie zobaczą już nigdy Negro Kaballo? Tego dowiecie się gdy dotrwacie do końca lektury.
Tyle o treści, teraz kilka słów o pozostałych elementach książki. Po piewsze zdenerwowały mnie znajdujące się z treści przekleństwa, wyzwiska i dziwne wymiany zdań podczas kłótni. Przykład? "A gdy utykający stryj skłonił się przechodniowi i zaraz potem powiedział: - Tfu, do diabła, to był mój komornik - chłopiec już tak chichotał, jakby go łechtano"(s.7). Po drugie nie odpowiadał mi język, słownictwo i sposób budowania zdań, niestety trochę już przestarzałe. Nic jednak dziwnego, skoro wydawnictwo wykorzystało przekład sprzed prawie 60 lat... Na pewno nie zachęci to dzieci do dalszej lektury, ani nie wskrzesi w nich ochoty do poznawania klasyki literatury dziecięcej. Po trzecie - brak ilustracji. Nie wyobrażam sobie książki dla dzieci bez ilustracji. Nawet jeśli jest to pozycja dla ośmiolatków. A w tej historii jest tyle ciekawych postaci, tyle uroczych miejsc, aż żal, że nie zostały zilustrowane.
Tak więc ostatecznie książka przyniosła mi sporo radości, ale i równie dużo rozczarowań. I chyba jednak w przyszłości nie skorzystam z niej ani w szkole, ani w domu. Jest tyle innych ciekawszych książek, które wciągną młodego czytelnika bez reszty i równocześnie zadowolą tych nieco starszych. A moja dobra rada brzmi: jeśli macie ochotę, przeczytajcie historię Konrada, żeby wyrobić sobie własną opinię, w końcu to tylko nieco ponad 70 stron. A potem wywnioskujcie, czy waszym milusińskim też się spodoba. W końcu to wy znacie najlepiej ich czytelnicze gusta :)
...A przecież to był tylko jego bratanek...*
*Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki.
Istnieje wersja z ilustracjami i to Bohdana Butenki. Są genialne i wnoszą do książki kolejne pokłady absurdu ale i ciężej krytyki rzeczywistości. Np kocioł ludożerców z napisem "white only"...
OdpowiedzUsuń