poniedziałek, 15 kwietnia 2013

[NOBLIŚCI] Sto lat samotności

Autor: Gabriel Garcia Marquez 

Tytuł oryginału: Cien anos de soledad
Tłumaczenie: Kalina Wojciechowska, Grażyna Grudzińska
Wydawnictwo: Muza SA
Seria wydawnicza: Klasyka
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 456
Ocena: 5

źródło: biblioteka miejska w Kartuzach

Ufff... Czuję się spełniona! Przebrnęłam przez maraton narracji G.G. Marqueza i ukończyłam go. Tempo czytania nie było może najmocniejszą stroną tego biegu, ale najważniejsze, że szczęśliwie dotarłam do mety. Kto czytał "Sto lat samotności", domyśla się pewnie, o co chodzi. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze możliwości zapoznania się z dziełem noblisty, sprawę wyjaśnię w dalszej części opinii.  

"Sto lat samotności" to saga rodziny Buendia, mieszkającej w małym zapomnianym przez świat miasteczku Macondo gdzieś w Ameryce Południowej. Poznajemy ich historię od czasu założenia osady przez Jose Arcadio i jego żonę Urszulę, poprzez płodny rozkwit rodzinny aż po ostatniego z rodu. Poznajemy więc około sto lat z ich życia. Długie, nieskończenie zmieniające się jak w kalejdoskopie dzieje, których nie sposób opisać, więc nawet nie podejmę się tej próby. Nie tylko z powodu ogromnej masy przygód, dziwnych sytuacji, lecz także przez magicznie surrealistyczne wydarzenia, które czasami przyprawiały człowieka o gęsią skórkę, innym razem rozbawiały do łez. Jedno jest pewne: nigdy jeszcze nie było mi dane poznać takiej rodziny! Oj nigdy...



drzewo genealogiczne rodu Buendia [źródło]

Zamiast skupiać się na treści, chciałabym opowiedzieć nieco o innych zaletach i wadach powieści. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością G.G. Marqueza i być może nie przygotowałam się odpowiednio na odbiór tego typu prozy. Miałam bowiem wrażenie, że pisarz wylewa z siebie nagromadzony przez lata potok słów, wydarzeń, opowiadań zasłyszanych gdzieś i wrzuca to wszystko na karb jednej biednej rodziny. Konsekwentnie i ze szczegółami opisuję historię każdego członka rodu, począwszy od urodzenia, na śmierci skończywszy. Nie robi tego od razu, nie. Przeplata wątki tak płynnie i zwinnie jakby wyplatał wielobarwny dywan perski - mnóstwo tam odcieni radości i smutku, szaleństwa, brawury, odwagi i tchórzostwa. Niesamowita narracja. A jednak trochę męcząca... Minimalizm dialogów i strasznie rozbudowane zdania czasami wywoływały we mnie senność lub powodowały, że mimochodem przestawałam skupiać się nad tym, co czytam. Dlatego czytanie "Stu lat samotności" nazwałam maratonem - trwało to prawie dwa miesiące! 

Kolejnym atutem powieści jest wspomniany wcześniej surrealizm. Gdybym usłyszała gdzieś historie, które zdarzyły się w rodzinie Buendia, na pewno potraktowałabym je z delikatnym uśmiechem na twarzy. A jednak G.G. Marquez opisywał je wszystkie w taki sposób, i tak fantastycznie wplatał je w zupełnie naturalne i codzienne sytuacje, że niejednokrotnie zaczynałam wierzyć w to, co się wydarzyło. Niezwykły dar! Niewątpliwie niewielu pisarzy potrafi doprowadzić czytelnika do takiego stanu. 

A na koniec to, co tak mnie urzekło, że nie byłam w stanie się powstrzymać - tym fragmentem G.G. Marquez zdobył moje serce:
Ledwo Arcadio zamknął drzwi sypialni, wystrzał z pistoletu wstrząsnął domem. Strużka krwi wypłynęła spod drzwi, przez cały salon, aż na ulicę, biegnąc prosto po nierównych chodnikach, w dół i pod górę, przepłynęła, wzdłuż ulicę turków, skręciła w prawo, a potem w lewo, załamała się pod kątem prostym przed domem Buendiów, wdarła się przez zamknięte drzwi do salonu, biegnąc tuż przy ścianie, by nie brudzić dywanu, potem przez następny pokój, okrążyła z daleka stół w jadalni, przecięła ganek z begoniami, przepływając niepostrzeżenie pod krzesłem Amaranty, która w tej chwili miała lekcję arytmetyki z Aurelianem Josem, przebiegła przez spiżarnię i pojawiła się w kuchni, gdzie Urszula zamierzała wbić trzydzieści sześć jajek do ciasta.
"Sto lat samotności", wyd. Muza 2006, s. 150 

Cóż jeszcze mogę dodać, uważam, że jest to jedna z obowiązkowych lektur dla każdego, kto szczyci się miane miłośnika literatury. Po prostu musicie poznać historię rodu Buendia!

19 komentarzy:

  1. Daaawno temu czytałam i obiecuję sobie, że wrócę do tej książki jak również, że przeczytam Miłość w czasach zarazy, ale jak na razie na obietnicach się kończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem ciekawa "Miłości..", bo tytuł sugeruje coś smutnego, a pewnie będzie wręcz odwrotnie, podobnie jak w "Sto lat.." :)

      Usuń
  2. Ja czytałam tylko "Miłość w czasach zarazy" Marqueza, ale nie zaparła mi tchu w piersi. Natomiast "Sto lat samotności" mam w planach, bo jest to jedna z ulubionych książek osoby, której zdanie sobie cenię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja też dołączam do tych, którzy mogą ci ją polecić. Choć nie czyta się jej łatwo, przynajmniej ja tak miałam :)

      Usuń
  3. Mam ją na półce i czeka na przeczytaniu, po twojej recenzji trochę się boję, że przez nią nie przebrnę, ale mam zamiar spróbować na wakacjach ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, zdecydowanie należy podejść do tej lektury świeżym i wypoczętym więc wakacje to bardzo dobry czas :)

      Usuń
    2. "Sto lat samotności" trzeba czytać tak: otworzyć na bądź jakiej stronie i przeczytać kawałek. Reszta sama się przeczyta. Inaczej niż z "Grą w klasy".

      Usuń
  4. Czytałam na jednym wdechu niemalże, więc aż zaskoczona jestem Twoim maratonem :)
    Takie drzewko genealogiczne zrobiłam sobie na kartce swego czasu, bez niego byłoby mi trudno się połapać. To moja książka życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze miałam problem z książkami, które mają mało dialogów. Do tego doszedł jeszcze czas narodzin dzieccka i niemal stałe zmęczenie więc bardzo często po prostu przy niej zasypiałam. Poza długim czasem czytania książka bardzo mi się podobała i na pewno jeszcze sięgnę po inne powieści Marqueza :)

      Usuń
  5. Czytałam tę książkę jakiś czas temu i ... zmęczyła mnie niesamowicie. Może dlatego, że za bardzo skupiłam się na treści i na tym, by doszukać się czegoś, co mnie zachwyci. Jest to jedyna powieść tego autora jaką znam, jednak przynajmniej na razie nie skuszę się na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba do tego podejść z lekkim przymrużeniem oka i nie zwracać uwagi na szczegóły. Od tego można by zwariować. Ja pogubiłam się już przy drugim pokoleniu i ledwie ograniałam tych wszystkich bohaterów... :) ale tak naprawdę liczył się końcowy efekt i niewiarygodność tej historii. Przynajmniej mnie to właśnie najbardziej ujęło w powieści Marqueza

      Usuń
  6. Sto lat samotności było moim pierwszym spotkaniem z tzw. realizmem magicznym i jestem nim oczarowana. Ta książka stała się jedną z moich ulubionych, koniecznie muszę do niej jeszcze powrócić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo polubiłam ten nurt i chętnie poszukam też innych książek w takich właśnie klimatach :)

      Usuń
  7. Dawno, dawno temu czytałam i mam.)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć!
    Wiem jak odbierane są takie wiadomości, bo sama piszę bloga, ale mimo wszystko spróbuję. Wiesz dlaczego? Bo chcę pomóc koleżance. Niesamowicie utalentowana bloggerka wydała książkę, ale w naszym kraju nie wspiera się debiutantów. Książka ma same pozytywne recenzje, więc na pewno spodoba się ludziom, jeśli ją przeczytają. Może i Ty się skusisz?
    Chociaż sprawdź: www.o-k.xn.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Who wouldn't like a flat and toned belly without the appreciate handles?

    Feel free to surf to my weblog - Flex Belt Review

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja również przeczytałam "Sto lat samotności":) Ponieważ lektura kilku początkowych stron zapowiadała i u mnie maraton, postanowiłam czytać 60 stron dziennie. Dzięki temu udało mi się skończyć tę książkę w tydzień.Najważniejsza konstatacja po lekturze: zakończenie wbija w fotel! Warto przemęczyć te kilkaset stron, żeby dojść do wydarzeń finałowych. Mam też kilka rad dla tych,którzy jeszcze nie czytali: koniecznie przygotujcie sobie notes i ołówek - ilość Jose Antoniów i Aurelianów jest przerażająca, zatem bardzo łatwo się pogubić i, bez zapisywania na bieżąco, zapomnieć kto jest kim. No i rada dla tych, którzy nie zetknęli się wcześniej z pojęciem realizmu magicznego: przeczytajcie jakąś, najprostszą chociaż, definicję, bo w przeciwnym razie może Wam się wydawać dziwnym fragment o latającym dywanie w poważnym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, te rady na pewno się przydadzą. Ja co prawda nie czyniłam żadnych notatek i jakoś tam sobie rodziłam, choć łatwo nie było :)

      A realizm magiczny to coś w sam raz dla mnie!

      Usuń