Tytuł oryginału: Los adioses
Tłumaczenie: Zofia Chądzyńska
Wydawnictwo: Literackie
Seria: Proza iberoamerykańska
Rok wydania: 1974
Ilość stron: 71
Ocena: 5,5
Źródło: własna biblioteczka
Pożegnania zazwyczaj bywają dla człowieka chwilą trudną, smutną i poniekąd nieoczekiwaną. Pożegnać kogoś to dopuścić do siebie myśl dłuższego rozstania. Dla J. C. Onetti'ego pożegnanie zdaje się posiadać wymiar wyjątkowy, niezmierzony, jakby stawało się częścią całego życia człowieka. Dlaczego tak sądzę? Ponieważ przeczytałam przepiękne opowiadanie...
Historia na pierwszy rzut oka banalna. Do małego miasteczka przybywa mężczyzna. Postrzegany przez tubylców jako inny staje się tematem numer jeden. Wkrótce okazuje się, że ów człowiek - gasnąca gwiazda brazylijskiej koszykówki, przybywa do tego miejsca, by w spokoju poddać się temu, co nieuniknione - śmierci. Dzień po dniu milczący mężczyzna coraz bardziej intryguje i skłania mieszkańców do licznych spekulacji na temat jego osoby. Przed wścibskimi tubylcami nie skryje się żadna tajemnica, zwłaszcza, gdy tajemniczego koszykarza zaczynają odwiedzać dwie obce sobie kobiety.
Przewodnikiem po szlakach ostatnich dni życia mężczyzny jest właściciel gospody. On jako jedyny zauważa w koszykarzu prawdziwą, żywą i odczuwającą jak inni osobę. Jako jedyny też nie wdaje się w dysputy dotyczące tajemniczego gościa. Pozostaje biernym obserwatorem, a może i kimś więcej. Z dnia na dzień coraz silniej odczuwa chwile pożegnania. Chwile rozstania. Co dzień milczącym spojrzeniem wita się, podaje korespondencję i żałuje, że spotkali się w takich okolicznościach. Przyjaźń, miłość czy poczucie odpowiedzialności za drugą osobę...? Jakie uczucia dominują w umysłach głównych bohaterów, zostaje tajemnicą autora.
Wciąż nie jestem w stanie dobrać odpowiednich słów, które opisywałyby sposób pisania J. C. Onetti'ego. To coś pomiędzy magią słowa, klasyką prozy i niesamowitym darem kreacji bohaterów. Zachwyciła mnie i oczarowała. Doprowadziła do tego, że bezwiednie odrywałam wzrok od potoku słów i patrząc przed siebie zastanawiałam się kiedy autor wplótł czytany właśnie wątek. Robił to niespodziewanie, zupełnie zmieniając sens opowiadania i powodując w mojej głowie kolejne konsternacje. Dawno już literatura nie zmusiła mnie do tak intensywnego namysłu nad tworzącą się historią.
Nie spodziewałam się tak wielu wrażeń z tak niewielkiej książeczki. A takie niespodzianki cenię sobie najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz