czwartek, 13 kwietnia 2017

[HISTORYCZNIE] Nieprzyjaciel Boga B. Cornwell

...Dzisiaj myślę o zmarłych...*

Bardzo lubię od czasu do czasu zanurzyć się w dobrej historycznej lekturze. Tym razem wybrałam się w dalszą podróż po VI-wiecznej Brytanii wraz z legendarnym Arturem i jego świtą. Pierwszą część "Trylogii arturiańskiej" przeczytałam dosyć dawno temu i trochę żałuję, że od razu nie sięgnęłam po kolejne dwie części. Bo była to podróż fascynująca!

Oczywiście w świat przygód legendarnego Artura ponownie wprowadza nas jego przyjaciel Derfel. I robi to w bardzo interesujący sposób - jako chrześcijański mnich u progu życia, spisuje dzieje swoje i Artura dla saksońskiej księżniczki. Tylko... Derfel? Chrześcijaninem?! Dlaczego..? Ano właśnie, to jest wielka zagadka, która rozwiąże się dopiero w ostatniej części. A więc przed czytelnikiem niemałe wyzwanie i spora doza cierpliwości.



Druga część dziejów Brytanii za czasów Artura to przede wszystkim walka starego z nowym - starożytnych wierzeń i druidów z chrześcijaństwem i biskupami. Jednym chodzi o powrót do korzeni poprzez przywołanie bogów, którzy odeszli. Drugim zależy na zdobyciu nowych wiernych, a więc nowych ziem, a więc nowych dóbr i bogactw doczesnych. Powietrze aż iskrzy od nienawiści. A pośrodku tego wszystkiego on, Artur. Ten, którego słuchają i kochają wszyscy. Ten, który nie chce być królem, choć mógłby nim być w każdej chwili. Ten, który pragnie jedynie ładu i porządku, spokojnego życia na wsi u boku żony i wspaniałego synka. Jednak to tylko jego marzenia...

Ginewra pragnie władzy, za wszelką cenę. Lancelotowi marzy się sława oraz bogactwa zdobyte bez większego wysiłku. Biskupowi Baldwinowi zależy na pozbyciu się druidów i ich zwolenników, nie przebiera więc w środkach. Do tego u bram Brytanii czają się bezlitośni Saksonowie, gotowi w każdej chwili siłą odebrać brytyjskie ziemie ich panom. I jak tu wieść spokojne życie..? Może jednak jest to możliwe...

Bardzo ciekawie opisana legenda o jednym z symboli Wielkiej Brytanii, także tej współczesnej. Cornwell dokonuje rzeczy nietypowej, obdziera legendarne postaci z ich boskości, cudownych mocy i niezwykłości. Nie tylko Artura, którego czyni po prostu dobrym taktykiem i wojownikiem, lecz także Lancelota (który okazuje się tchórzem gotowym zaprzedać duszę komukolwiek, by tylko bez walki brudzenia sobie rąk zdobyć najwyższą władzę), a nawet Merlina. Nie odbiera mu mocy, o nie. Tylko pokazuje, że ta moc nie zawsze daje to, czego się pragnie. A druid zawsze pozostanie tylko człowiekiem, ze swymi wadami i zaletami. Ma się więc wrażenie, że w całym tym bałaganie tylko Derfel odnalazł cel w życiu i go zrealizował. Choć od czasu do czasu musi poświęcić to wszystko, by dotrzymać przysięgi danej przyjacielowi. Bowiem przysięga w tamtych czasach była najwyższą wartością człowieka.

Zdecydowanie polecam, lektura głęboko zapadająca w pamięć, świetnie napisana i wciągająca od pierwszej do ostatniej strony. Oczywiście przeczytałam też ostatnią część, więc jestem w tej dobrej sytuacji, że wiem jak wszystko się skończyło. I nie mogę się doczekać, kiedy wam opiszę moje przemyślenia na temat całej trylogii. Jedno jest pewne - to nie było moje ostatnie spotkanie z B. Cornwellem!


...Nam jednak, którzy dotrzymaliśmy ślubów, spełniły się marzenia, ponieważ teraz, we wszystkim prócz tytułu, królem był Artur...*

Autor:  Bernard Cornwell
Tytuł oryginału: The Enemy of God
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski 
Format: E-book
Cykl: Trylogia arturiańska, cz. 2
Wydawnictwo: Erica
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 520
Ocena: 5,5

źródło: własna biblioteczka
Inne książki autora opisane na blogu:





*pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki

4 komentarze:

  1. Historie zapadające w pamięć zawsze są warte uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Dziś przeglądałam moje czytelnicze podsumowanie sprzed 8 lat i znalazłam tam tytuły, którym dałam najwyższą notę, ale kompletnie ich nie pamiętam. Z kolei te oceniane słabiej czasami nadal tkwią w mojej pamięci. Jaki z tego wniosek..? :)

      Usuń
  2. I kolejny tytuł, który muszę nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że po ten tytuł trzeba sięgnąć. Jest bardzo dobry na wielu płaszczyznach, bo autor dosyć szczegółowo poznawał tamtejsze dzieje, a do tego ma talent do prowadzenia narracji - nie ma tam ani za dużo, ani za mało opisów. I mówię to ja, która na widok książki grubszej niż 400 stron zaczyna wątpić w sens czytania.. :)

      Usuń