Tytuł oryginału: The Hakawati
Tłumaczenie: Anna Gralak, Maria Makuch, Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Znak
Format: papier
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 664
Ocena: 3,5
źródło: własna biblioteczka
Słuchaj*
A więc słuchałam. Przysłuchiwałam się historiom opowiadanym w tej ogromnej księdze ponad miesiąc. Dobry hakawati potrafi urzekać słuchacza przez kilka miesięcy, a nawet lat jedną tylko historią, a więc mój wynik świadczyłby raczej o średniej klasie "opowiadacza". Niestety Panie Alameddine, nie uwiódł mnie Pan...
Aby jednak w pełni zrozumieć, o czym jest ta książka, na początku trzeba dowiedzieć się, kim jest hakawati. W Libanie, Iraku i pewnie kilku innych państwach bliskiego wschodu był to taki przysłowiowy "Jasiu wędrowniczek", który podróżował z miasta do miasta, zatrzymywał się w specjalnych kawiarenkach, siadał na wyznaczonym miejscu i snuł opowieść.
Czy jest to więc książka o hakawati? I tak, i nie. O czym więc jest? O wszystkim. Znajdziemy tu kilkanaście przeplatających się libańskich historii. Niektóre z nich są zmyślone, inne dotyczą bezpośrednio życia narratora i jego licznej rodziny. Poznamy losy Fatimy, służącej emira, którego żona nie może powić syna. Dziewczyna wie, jak pomóc swej pani. Lecz w czasie misji ona sama odkrywa własne przeznaczenie i zostaje kochanką potężnego dżinna. Poznamy też historię Bajbarsa, królewskiego syna, który z niewolnika stał się sułtanem całego świata arabskiego. Są to jednak historie mające wprowadzić nas w świat kultury i tradycji tamtejszych regionów. Główny wątek stanowi tu bowiem opowieść - saga rodu al - Charrat.
Narratorem sagi jest Osama al - Charrat, przybywający ze Stanów Zjednoczonych do konającego w szpitalu ojca. Koniec historii pewnego życia staje się pretekstem do sięgnięcia pamięcią w daleką przeszłość, aż do dzieciństwa dziadka głównego bohatera. Burzliwego i trudnego dzieciństwa. Teraźniejszość wciąż przeplata się z przeszłością, dobre wspomnienia z tymi, które chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Osama wracając w rodzinne strony sam już do końca nie wie, kim jest - Libańczykiem, Amerykaninem? A może obywatelem świata, bez konkretnego miejsca na ziemi..? Rozterki, wyrzuty sumienia, smutek, to uczucia towarzyszące bohaterowi właściwie przez cały czas. Dziwne, ponieważ czytając nie czułam tych emocji. Wręcz przeciwnie - wplecione w historię Osamy wątki Fatimy i Bajbarsa kompletnie zacierały poczucie, że za chwilę ktoś umrze, odejdzie na zawsze.
Bardzo ciekawe są wątki kulturowe, opisy wojny domowej w Libanie, przemiany kulturowe na przestrzeni XIX i XX wieku. Sprytnie wplecione w poszczególne wątki, sprawiają, że czytelnik jest w stanie wyobrazić sobie atmosferę, jaka panowała w Bejrucie lat 20tych XX wieku i tym współczesnym zniszczonym przez wojnę mieście. Autor bardzo szczegółowo opisuje stosunki panujące między poszczególnymi członkami wielopokoleniowej rodziny, zamieszkującej w jednym ogromnym budynku. Tylko, że to nie wszystko, to nie buduje klimatu powieści.
Bardzo ciekawe są wątki kulturowe, opisy wojny domowej w Libanie, przemiany kulturowe na przestrzeni XIX i XX wieku. Sprytnie wplecione w poszczególne wątki, sprawiają, że czytelnik jest w stanie wyobrazić sobie atmosferę, jaka panowała w Bejrucie lat 20tych XX wieku i tym współczesnym zniszczonym przez wojnę mieście. Autor bardzo szczegółowo opisuje stosunki panujące między poszczególnymi członkami wielopokoleniowej rodziny, zamieszkującej w jednym ogromnym budynku. Tylko, że to nie wszystko, to nie buduje klimatu powieści.
Nie porwała mnie ani historia Osamy i jego rodziny, ani groteskowe chwilami "towarzyszki opowieści". Nie poczułam żadnych konkretnych emocji, kilka razy zaśmiałam się głośniej, kilka razy zamamrotałam coś pod nosem. I już. Ponad miesiąc towarzystwa libańskiej rodziny siłą rzeczy pozostawi w mej pamięci jakiś drobny ślad. Ale nic poza tym. A szkoda... Liczyłam na znacznie więcej.
Posłuchaj*
* Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki
Brzmi to szalenie ciekawie, saga, egzotyczna kultura i hakawati, o którym wcześniej nie słyszałam. Szkoda, że nie wyszło.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, bo bardzo dużo sobie obiecywałam po tej lekturze. Sporo pozytywnych opinii przeczytałam na jej temat. Być może trzeba czytać tę powieść jednym tchem, a nie jak w moim przypadku po 30-40 stron dziennie... :)
UsuńSkoro tak źle wypadła to chyba nie ma sensu jej zaczynać :P
OdpowiedzUsuńTo może przeczytaj też inne recenzje - ja często mam inne zdanie niż większość czytelników więc nie rezygnowałabym z tej lektury tak łatwo :) zawsze możesz przerwać po 100 stronach
UsuńMiałam, zaczęłam czytać, ale też mi tam nie zagrało. Oddałam bardziej potrzebującym.
OdpowiedzUsuń