sobota, 4 lutego 2012

Ja, pani woźna

Autor: Ewa Ostrowska 
Wydawnictwo: Skrzat
Seria wydawnicza: Kobiece Perły
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 480
Ocena: 5


Źródło: własna biblioteczka

Już od dawna żadna książka nie wzbudziła we mnie tylu emocji - pozytywnych i negatywnych. Od dawna też nie sięgałam po książkę, której treść wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Szczerze przyznaję, że do lektury powieści E. Ostrowskiej podeszłam z dużym dystansem i wątpliwościami. Sama siebie chciałam przekonać, że to nie jest literatura dla mnie. Czy się udało? 

Już z okładki możemy się dowiedzieć, iż jest to historia Kaśki, dojrzałej kobiety, żony, matki, redaktorki działu kultury w jednym z poczytnych czasopism. Kobiety spełnionej, można powiedzieć - przystojny i bogaty mąż, dobrze płatna praca, synek jak marzenie. I absolutnie nie przeszkadzało jej, że co jakiś czas do domu wydzwaniały nieznane panie poszukując misiaczka, cukiereczka czy inne ciasteczko. Nie miała też za złe mężowi, że nie chciał mieć dziecka, że się nim brzydził i nie spędził z nim ani jednej godzinki. Jej życie było po prostu cudowne. Do czasu. Do chwili, gdy ukochany oświadczył jej, że odchodzi do innej, bogatszej, że wyjeżdża do Anglii. Do momentu, gdy redaktor naczelny zaproponował jej awans zawodowy w zamian za seks. Do dnia, w którym jej syn powiedział "nienawidzę cię mamle, chcę do taty!".


Kaśka straciła wszystko. Miłość męża, miłość syna, pracę. Rodziców nie miała już od dawna, pozostała jej więc przyjaciółka, pani dyrektor w szkole podstawowej. I babcia Pola, przyszywana babcia, którą poznała podczas jednego z wypadów na wieś. Na tym kończył się jej świat. 

Na skraju rozpaczy Kasia prosi przyjaciółkę, by ta znalazła jej pracę, nawet w charakterze woźnej. Tak też się staje, ale żeby było zabawniej, nasza bohaterka trafia na najgorszą w świecie pracodawczynię, która jako jedyna chyba nie zauważa, że nowo przyjęta woźna zna dwa języki obce, potrafi budować zdania wielokrotnie złożone, a na dodatek nosi płaszcze za kilka tysięcy złotych i buty na kilkunastocentymetrowym obcasie. Zauważa to jednak tak zwany personel średni i od razu dochodzi do wniosku, że coś tu jest nie tak. Koleżanki po fachu wiedzą dobrze, że Kasia nie przyjęła tej pracy z zamiłowania do sprzątania i że zawód woźnej zupełnie do niej nie pasuje. W nowym miejscu pracy bohaterka odkrywa prawdziwe przyjaźnie, zaczyna zauważać szare życie ludzi żyjących za marne grosze w nędznych mieszkaniach. 

Kasia poznaje też w szkole tajemniczego konserwatora, pana Daniela, który podobnie jak ona wypowiada się poprawną polszczyzną, nie popełnia żadnych błędów ortograficznych i pomaga jej w każdej możliwej sytuacji. Zaczyna się nią bardzo mocno interesować. A co gorsza nie tylko nią, ale i jej synem. O co tu chodzi? 

O czym tak naprawdę jest powieść E. Ostrowskiej? O wszystkim. O wielkiej przegranej, o odnajdywaniu sensu życia, o miłości, o przyjaźni, o ludzkich dramatach i happy endach. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. I właśnie tu upatruję wielki problem tej książki. Za dużo, za mocno, za bardzo. Przyznam szczerze, że kilka razy płakałam jak bóbr czytając niektóre fragmenty. Ale po chwili chwytałam się za głowę i zastanawiałam, po co autorka wrzuciła tu kolejną postać, następną przygodę?

Historia Katarzyny Malickiej wciągnęła mnie niesamowicie. Wciąż próbuję wmówić sobie, że taka kobieca literatura nie jest dla mnie, że nie będzie mi się podobała, a jednak pochłaniam ją jednym tchem i utożsamiam z bohaterką. Mówię sobie, co ja zrobiłabym na jej miejscu, wściekam się na nią za tak głupie postępowanie. I o to w książce chodzi. Ma wciągnąć czytelnika do gry. "Ja, pani woźna" taką cechę właśnie posiada. Niestety strasznie drażnił mnie chwilami język i styl pisania autorki. Najbardziej zaś nie podobał mi się sposób wypowiadania głównej bohaterki i jej przyjaciółki. E. Ostrowska stworzyła postacie o bardzo ubogim języku i szerokim wachlarzu słownictwa niepasującego do dojrzałych kobiet. Mimo, iż narracja ukazywała nam zupełnie inne postacie, dialogi sprawiały, że kobiety w powieści wydawały się po prostu głupiutkie i naiwne jak małe dzieci. 

No i tyle moich ochów i fochów pod adresem książki. Podsumowując: dałam pani Ostrowskiej mocną piątkę, ponieważ nie mogłam się oderwać od lektury, strasznie emocjonalnie się z nią związałam i za to autorce dziękuję. Trochę miłości i radości też się nam w życiu należy. Zwłaszcza w takie mroźne, zimowe wieczory. Dlatego polecam wszystkim paniom (jest to zdecydowanie kobieca literatura) i zachęcam do lektury. Można się pośmiać, popłakać, zastanowić i nacieszyć życiem wraz z bohaterami książki. Każdej z nas czasami tego właśnie trzeba!

3 komentarze:

  1. Po raz pierwszy czytam, że istenieje takowe wydawnictwo. Po tej recenzji zapałałem do przeczytania tej historii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja znam to wydawnictwo głównie z książeczek edukacyjnych i kolorowanek dla dzieci. A tu małe zaskoczenie :) bardzo dobra czcionka (11 lub 12) i odstępy 1,5 wersu daje duży komfort czytania. Bardzo sobie chwalę wydanie tej książki. A historia... też nietypowa, dlatego polecam!

      Usuń
  2. brzmi bardzo ciekawie, tym bardziej, że o książce do tej pory nie słyszałam:)

    OdpowiedzUsuń