Tytuł oryginału: Vamos aquecer o sol
Tłumaczenie: Teresa Tomczyńska
Cykl: Zezé, cz. 2
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 303
Ocena: 4
Źródło: Kolejkowo
Moja przygoda z J. M. de Vasconcelosem rozpoczęła się od "Mojego drzewka pomarańczowego". Jakże piękna to była książka. Krótka, lecz wspaniale opisana historia małego chłopca - Zezé, pół-Indianina mieszkającego w Buenos Aires (stolicy Brazylii). Historia, która bardzo często doprowadzała mnie do łez. Historia, która ukazywała jak wrażliwa jest dusza małego dziecka, jak wielka bywa jego wyobraźnia i jak nieświadomie popełnia ono błędy, za które płaci wysoką cenę.
"Rozpalmy słońce" to dalsze losy małego kochanego Zezé, adoptowanego przez wuja - zamożnego lekarza mieszkającego w Natal. Rodzice oddali go, ponieważ był zbyt bystry i zdolny, by skończyć tak jak jego rodzeństwo - w fabryce (mam wrażenie, że Zezé, który opowiada nam swoją historię, nie chce przyjąć do wiadomości, że pozbyto się go z domu, ponieważ sprawiał zbyt dużo kłopotów). Chłopiec ma dziesięć lat, uczęszcza do elitarnej męskiej szkoły przyklasztornej. Zmuszany jest do nauki gry na fortepianie. W szkole mnóstwo kolegów, w domu przybrani rodzice, ich córka i służąca, a jednak Zezé jest sam. Samotność prowadzi do tego, że w jego życiu (czytaj: wyobraźni) pojawia się niezwykły przyjaciel - ropucha kururu, którą nazywa imieniem Adam. Zwierzę wnika w serce chłopca i towarzyszy mu na każdym kroku. Pomaga rozstrzygać problemy i wątpliwości, których mnóstwo w małej głowie Zezé. Ale na tym nie koniec. Chłopiec wprowadza do swego świata wyobraźni jeszcze jedną postać: znanego aktora, którego po cichu nazywa swoim tatą. W jego życiu pojawia się też przyjaciel z krwi i kości, stojący za nim murem w każdej sytuacji. To ojciec Fayolle, jedyny, który dostrzega piękno duszy tego dziecka.