czwartek, 24 lutego 2011

Wyzwanie - Francuska Kawiarenka Literacka

Nie wytrzymałam. Zapisałam się do kolejnego wyzwania. Nie mogłam się jednak oprzeć. Literatura francuska jest moją ulubioną, a własnie jej dotyczy moje najnowsze wyzwanie. Jak mogłabym się temu oprzeć...

Zapraszam wszystkich do wyzwania


Zapowiada się bardzo interesująco, tym bardziej, że wyzwanie dzieli się na etapy tematyczne. Pierwszy z nich trwa od lutego do maja i krąży wokół miłości we wszelkich możliwych wymiarach. Oczywiście dotyczy to książek tylko francuskich autorów :) 

niedziela, 20 lutego 2011

Kolory miłości

Autor: Preethi Nair 
Tytuł oryginału: Beyond indigo
Tłumaczenie: Agnieszka Pokojska
Wydawnictwo: Muza
Seria wydawnicza: Kalejdoskop
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 425
Ocena: 4,5


źródło: własna biblioteczka

Preethi Nair zapamiętałam ze "Stu odcieni bieli" - pięknej historii matki i córki, przyjaźni, nadziei, miłości i więziach rodzinnych. Tak zauroczyła mnie ta książką, że gdy ujrzałam "Kolory miłości" tejże autorki, mimo dosyć tandetnego tytułu, kupiłam je bez mrugnięcia okiem. Czy było warto?

Myślę, że tak, warto było przeczytać kolejną wymyślaną przez P. Nair historię. Główną bohaterką jest Nina, dwudziestosiedmioletnia prawniczka, mieszkająca z rodzicami o bardzo konserwatywnych poglądach. Jako Hindusi-imigranci, musieli pracować dwa razy ciężej, by móc zapewnić córce godny los w zachodnim świecie. Ojciec - kierowca autobusów - codziennie rozsiada się w wielkim skórzanym fotelu i czeka, aż żona poda mu ciepły posiłek, gazetę i kapcie. Mama - tradycyjna pani domu, której królestwem jest kuchnia, ulubionym strojem sari, a najlepszym zajęciem poszukiwanie męża dla ukochanej córki. Nina jednak nie jest taka jak jej rodzice. Wychowała się w kulturze zachodu i nie w głowie jej aranżowane małżeństwa, noszenie sari czy inne tradycje kraju pochodzenia. Zgodnie z wolą taty jest prawnikiem agencji artystycznej, lecz jej wielkim marzeniem jest malarstwo. Talent do malowania wykazywała od najmłodszych lat, niestety zdaniem ojca nie był to zawód, lecz dziwne i nie dające żadnych pieniędzy widzimisię. 

czwartek, 10 lutego 2011

Akwarium

Autor: Wiktor Suworow  
Tytuł oryginału: Akvarium
Tłumaczenie: Andrzej Mietkowski
Wydawnictwo: De Agostini
Seria: Arcydzieła Literatury Współczesnej
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 304
Ocena: (4)


Kiedy byłam małą dziewczynką bardzo chciałam służyć w wojsku - moim marzeniem było zdobycie tytułu oficera marynarki wojennej. Niestety nieumiejętność pływania i słaba orientacja w dziedzinie matematyki i fizyki na dobre wyleczyła mnie w tych marzeń. Miłość do mundurowych jednak została. Kiedy więc dowiedziałam się, że Wiktor Suworow napisał swoje przeżycia z czasów służenia w radzieckim wojsku oraz innych tajnych jednostkach specjalnych, poczułam przypływ entuzjazmu i szybko zabrałam się do lektury. Tak szybko jak ochota przyszła, tak też szybko odeszła. Niestety, nie dobrnęłam do końca książki, przerwałam ją w połowie. Dlaczego?

Przede wszystkim wciąż tylko przewijały się tytuły: pułkownik lejtnant, kapitan lejtnant, oficer, generał i właściwie wszystko krążyło wokół tego typu wątków. Suworow (jako narrator tej autobiografii) wciąż przerzucany jest z jednego miejsca do drugiego, wciąż poznaje nowych przełożonych i podwładnych, wiecznie wysyła się go na szkolenia, tajne misje. No i ten dowcip. Wojskowy dowcip. Twardy, drętwy i nie do zniesienia. Przynajmniej dla mnie. Tyle się nasłuchałam, jaka to świetna książka i że przez cały czas trzeba się śmiać, bo autor wciąż kpi ze wszystkiego, co spotkał i przeżył. Ja nie odczułam tej entuzjastycznej radości, ani razu się chyba nie zaśmiałam, choć przyznam, że niektóre momenty rzeczywiście nieco surrealistycznie wyglądają. Patrząc na to przez pryzmat autentyczności można się zastanowić, jak działały tajne służby ZSRR. 

Suworow przedstawia sytuacje niezwykłe, o których w latach siedemdziesiątych nie wiedział właściwie nikt, nawet KGB. Autor stał się członkiem tajnej organizacji, z której nie ma już wyjścia. Organizacji o wdzięcznej nazwie Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego, w skrócie GRU. Suworowowi udało się opuścić tę instytucję, ale drogo za to płaci. W latach siedemdziesiątych, po ucieczce, został skazany przez władze radzieckie na śmierć. Wyrok ten jest ważny do dnia dzisiejszego. Człowiek, który wie o tajnym wywiadzie ZSRR wszystko (a to czego nie wie, jest w stanie wydedukować), opisuje wszystkie działania, szkolenia, informacje, przekazuje czytelnikowi wszystkie informacje na temat GRU i tym samym go odtajnia. Tego Rosjanie nie wybaczyli mu do dzisiaj. I czemu tu się dziwić - człowiek zniszczył coś, nad czym gro ludzi pracowało dniami i nocami, coś, co władowano niesamowite ilości pieniędzy, środków i do czego wybierano tylko tych najlepszych. Podziwiam tego mężczyznę. Po pierwsze za to, że miał tyle sprytu, inteligencji i siły, by zostać zauważonym i stać się jednym z nich, a po drugie za to, że miał odwagę stawić im czoła. 

Autor w "Akwarium" opisuje swoje początki służby w armii ZSRR, kolejne etapy, wspinanie się szczeblach kariery i coraz dziwniejsze, ekscytujące zadania przed nim stawiane. Bardzo podobała mu się ta gra, nie zaprzecza. Jako młody człowiek nie miał rodziny, życia prywatnego, niczym więc nie ryzykował i nie miał też nic do stracenia. A ryzyko pociągało go zawsze. 

Książka bardzo ciekawa wziąwszy pod uwagę biografię Suworowa (naprawdę warto się z nią [biografią] zapoznać). Ja niestety nie ogarnęłam tego, co opowiadał mi autor. Wciąż gubiłam wątek, nie zapamiętywał tych stopni wojskowych, nazwisk, jednostek... Nie wiem, czy to jest książka dla kobiet, chociaż oczywiście to tylko moje zdanie. Z tego co wiem, mężczyznom strasznie podoba się to, co i jak pisze Suworow. Jeśli ktoś ma dużo samozaparcia i odpowiada mu tematyka wojskowa to naprawdę serdecznie polecam, bo historia naprawdę baaardzo ciekawa. To miała być kolejna książka w ramach wyzwania "Rosja w literaturze". Po raz kolejny poległam na pozycji rosyjskiego pisarza. Fatum czy zły dobór lektur...? 

Tej części, którą dałam radę przeczytać (dokładnie 159 stron), daję 4, ponieważ temat mnie zaintrygował. Ale raczej mało z tego zapamiętałam. Mam wrażenie, że lepiej streścił mi historię "Akwarium" ten, który mi ją polecił. Mam nadzieję, że dowiem się od niego, jaki był finał tej opowieści. Tymczasem książkę z małymi wyrzutami sumienia oddaję do biblioteki. Niestety...  

niedziela, 6 lutego 2011

Żona piekarza

Autor: Marcel Pagnol 
Tytuł oryginału: La femme du boulanger
Tłumaczenie: Krzysztof Chodacki
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 236
Ocena: 5,5


Źródło: Kolejkowo

Zostałam bardzo mile zaskoczona przez Marcela Pagnola. Po pierwsze - sądziłam, że jest to młody wschodzący pisarz, a tu okazuje się, że nie żyje, a historia opowiedziana w książce została zekranizowana już w 1938 roku. Po drugie - nie spodziewałam się, że jest to utwór dramatyczny, a konkretnie komedia. Rzadko ostatnimi czasy ludzie czytują ten gatunek literacki (wyjątkiem wydaje się być E.E. Schmitt), a tu taka popularność. Zupełnie nie wiem dlaczego z góry przyjęłam, iż będzie to krótka historyjka z miłością w tle, a przecież przed przeczytaniem zerkałam do serwisów książkowych. Po trzecie - nigdy jeszcze nie czytało mi się utworu dramatycznego tak szybko! Zawsze gubiłam wątek albo wciąż wracałam do strony, gdzie wypisani byli wszyscy bohaterowie, by móc ogarnąć treść. A tu akcja rozkręcała się ze strony na stronę i na dodatek było coraz weselej. Czułam się trochę speszona, gdy w miejscach publicznych zdarzało mi się parsknąć śmiechem. 

Tyle tytułem wstępu. Teraz krótkie przypomnienie treści. Do małego francuskiego miasteczka w Prowansji (ten region mówi sam za siebie), w którym większość mieszkańców trwa w sporach i nienawiści od pokoleń, przyjeżdża piekarz z żoną. Wcześniej jego poprzednik pił na umór i ostatecznie skończył na stryczku w swej piwnicy. Następca okazuje się godny, piecze bowiem najlepszy w świece chleb. Wszystko to zawdzięcza pięknej i młodej żonie, która wyzwala w nim pokłady energii i chęci do wydobywania z ciasta tego, co najlepsze. Niestety radość mieszkańców nie trwa długo. Już pierwszego dnia działalności nowej piekarni żona zakochuje się bez pamięci w pasterzu i namawia go do wspólnej ucieczki. Tak też robią. Tymczasem piekarz zupełnie nieświadomy tego, jakież to rogi małżonka mu przyprawiła, przesypia moment wyjęcia chleba z pieca (do tej pory zawsze ona budziła go na czas). Mężczyzna zaczyna się zastanawiać, gdzie ukochana mogła pójść o tak wczesnej porze...? Jest niedziela - może do kościoła? Albo odwiedza matkę, w końcu mieszka niedaleko... Po nitce do kłębka, prawda wychodzi na jaw. Niestety piekarz nie chce przyjąć jej do wiadomości i oświadcza mieszkańcom, że dopóki jego żona nie wróci do domu, chleba nie będzie. I basta! 

Ludzie są załamani - po raz kolejny tracą szansę na własny chleb tuż za rogiem. Znowu staje przed oczami wizja kilkugodzinnej podróży do następnego miasteczka. Nikt nie ma ochoty podjąć się tego wyzwania. Mieszkańcy postanawiają zbratać się w tym wyjątkowym czasie i podjąć misję odszukania żony i sprowadzenia jej do domu. Przed nimi niełatwe zadanie. Ale kto powiedział, że niewykonalne...?

Tak mniej więcej zaczyna się historia opisana przez M. Pagnola. Cudowna, zabawna, lekka i radosna, przypominająca chwilami "Zemstę" A. Fredry gra słów i niezwykle barwnie stworzone postacie to największe atuty książki. Dla mnie istotne okazało się też jej wydanie przez wydawnictwo Esprit. Duża czcionka, spore odstępy między dialogami i kremowe kartki. Wbrew pozorom to też w jakimś stopniu pozwoliło mi poczuć klimat lat 30tych ubiegłego wieku. Na koniec wspomnę też o ilustracjach na okładce i skrzydełkach w wykonaniu Rene Goscinny'ego. Chyba nie muszę dodawać nic więcej. Kto czytał spotkał na swej drodze Mikołajka ten wie, co mam na myśli. 

Gorąco polecam tę książkę dla odprężenia, poprawy humoru i relaksu. Oby jak najwięcej takich optymistycznych historii ze wspaniale przemyślanym zakończeniem. Sza po ba panie Pagnol!

czwartek, 3 lutego 2011

W kinie - "Turysta"

Reżyseria: Florian Henckel von Donnersmarck 
Tytuł oryginału: The Tourist
Gatunek: sensacyjny, film akcji
Kraj produkcji: Francja, USA, Włochy
Rok produkcji: 2010
czas trwania: 103 minuty
Ocena: 5


Nie ukrywam, dlaczego wybrałam ten film z repertuaru kina (a nie byłam w kinie ponad pół roku...). Oczywiście jedynym argumentem był Johny Depp. Uwielbiam tego aktora. Każdy film z jego udziałem coraz bardziej rozpala moją do niego miłość i uwielbienie (platoniczne to uczucia oczywiście:)). Tym razem aktor zagrał u boku bogini seksu i luksusu - Angeliny Jolie. Rzeczywiście, dzięki temu filmowi odkryłam prawdziwe piękno ukryte w aktorce. No i talent aktorski. Niestety po jej ostatnim filmie, o którym trochę tu napisałam (mowa o "Salt") trochę bałam się, ze włączy mi się czerwona lampka i z góry przekreślę film. Otóż nic bardziej mylnego! Już pierwsza scena rozbawiła mnie do łez. Dosłownie.


wtorek, 1 lutego 2011

Podsumowanie miesiąca - styczeń 2011

Przeczytanych książek: 8
Ilość przeczytanych stron: 1142
Książki w ramach wyzwania Projekt Nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania Stosikowe Losowanie: 1
Książki w ramach wyzwania Literatura na Peryferiach: 1
Książki w ramach wyzwania Rosja w Literaturze: 0
Książki w ramach wyzwania Dinozaury Literatury: 1
Książki w ramach wyzwania Moja B-netka: 1
Książki  w ramach wyzwania Znalezione pod Choinką: 1
Książki w ramach wyzwania Papierowy Zwierzyniec: 2
Książki w ramach wyzwania Reporterskim Okiem: 1


Najlepsza książka: "Samotność liczb pierwszych" P. Giordano
Ilość książek w ramach planów czytelniczych: 50 (ubyło 3, przybyło 8)

Książki pozyskane:
- allegro: 0
- podaj: 1
- kolejkowo: 1
- księgarnia: 10
- biblioteka: 2
- upominek/prezent: 1


Nieźle się zapowiada ten pierwszy miesiąc nowego roku. Mam nadzieję, że każde podsumowanie będzie obfitowało w tylko przeczytanych książek. Doszłam do wniosku, że póki jestem studentką i zostało mi jeszcze kilka miesięcy dostępu do obfitych zbiorów Biblioteki Głównej UG, muszę korzystać z tej niepowtarzalnej okazji. Dlatego pewnie własne książki postoją sobie na regałach i obrosną kurzem. Mam jednak nadzieję, że mi to wybaczą :)