Pierwsze koty za płoty. To moje premierowe wysłuchanie powieści w formie audiobooka. I muszę powiedzieć, że było to dość dziwne doświadczenie. Jest wiele zalet słuchania powieści, gdyż w tym czasie można robić także tysiące innych rzeczy: sprzątać, gotować, odpoczywać, majsterkować, haftować... Minusem jest jednak to, że kiedy jednocześnie słuchałam i szperałam w internecie, w końcu przestawałam skupiać się na powieści i musiałam wracać do początku rozdziału. Co jeszcze przeszkadzało - gotowy sposób przekazu, który nie pozwalał na własną interpretację. Wiem, że gdybym przeczytała to sama, pewnie dialogi i narracja brzmiałyby inaczej... Tyle na temat formatu.
Przejdźmy zatem do samej powieści. Dobra. Była po prostu dobra, zabawna, momentami ciekawa, intrygująca i nietypowa jak na tematykę. Bardzo polubiłam także większość bohaterów, ale od początku. "Ja, anielica" to druga część przygód Wiktorii Biankowskiej, która (w poprzedniej części) zginęła w wypadku i tym samym trafiła do piekła. Tam otrzymała stanowisko pierwszej w historii piekła diablicy i wykonywała tam ciekawe prace. Niestety chyba coś przeskrobała i diabły wyrzuciły ją z piekła. Wróciła więc na ziemski padół. I tu zaczyna się druga część, w której Wiki odkrywa zdradę swego ukochanego Piotrka, spotyka swą dawną miłość z piekieł (choć początkowo zupełnie go nie poznaje) - Beletha i wpada w kolejne tarapaty. Podstępny diabeł częstuje ją jabłkiem, które, jak się okazuje, daje jej iskrę bożą. Za jej sprawą drzwi piekieł ponownie stają przed Wiktorią otworem. Dlaczego diabły znów chcą ją zobaczyć? Bo mają plan! I to nie byle jaki plan... Pragną dostać się do nieba!