środa, 22 lutego 2017

Zorkownia

Autor: Agnieszka Kaluga
Format: papier 
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 288
Ocena: 5,5

źródło: własna biblioteczka






...Wchodzę do lasu...*

To będzie bardzo prywatny, emocjonalny i krótki (mam nadzieję) wpis. Bo "Zorkowni" nie da się opisać na sucho. Nie da się jej po prostu przeczytać od deski do deski jednym tchem. Mi nie pozwalały na to litry wylanych łez, drżenie rąk i tysiące kłębiących się myśli.
Książkę Agnieszki Kalugi kupiłam trochę z przypadku. Trochę o niej słyszałam. Wiedziałam mniej więcej tyle, że to pamiętnik, że autorka prowadzi bloga i że będzie coś o dziecku. Do tego cudowna okładka... Pomyślałam, że jak znalazł - coś ciekawego na leniwe poranki ciężarnej kobiety. Tak, byłam w ciąży, gdy książka trafiła do mych rąk i niestety po przeczytaniu kilku zdań opisu z okładki postanowiłam odłożyć tę lekturę na "potem". Nie chciałam nawet wyobrażać sobie, jak może się czuć kobieta, która żegna się z kilkudniową córeczką. To byłoby dla mnie zbyt wiele. I chyba było to trochę przeznaczenie...

Mój synek urodził się nieco przed czasem z ciężkim zapaleniem płuc i niewydolnością oddechową. W trzeciej minucie życia otrzymał 1 punkt w skali Apgar (dowiedziałam się o tym dopiero po miesiącu, gdy Piotruś wrócił do domu). Kilka dni lekarze walczyli o jego życie i udało się! Teraz to wspaniały czteromiesięczny okaz zdrowia. Nie wyobrażam więc sobie, że przed porodem zagłębiłabym się w lekturze o śmierci, żegnaniu się z bliskimi, przegranych bitwach z chorobami... Bo o tym jest po części "Zorkownia". O stracie. Ale i o nadziei. O miłości. O byciu dla innych. To wspaniała lektura dla tych, którzy już kogoś stracili i potrafią choć trochę wejść w skórę autorki.



Jest to oczywiście pamiętnik. Chwilami bardzo intymny i tylko autorka wie, jaki moment chciała zapamiętać poprzez konkretne zapiski. Z jednej strony trochę mnie to nudziło, ale z drugiej - przecież to jej osobiste przemyślenia więc nie zawsze musimy je rozumieć i akceptować. Dzięki temu mamy poczucie, że autorka nas nie oszukuje, że naprawdę czytamy jej prywatny pamiętnik. Niesamowite uczucie!

Śmiertelna choroba może dotknąć każdego. Nie pyta o wiek, o płeć czy status społeczny. Zbiera żniwo wszędzie i bardzo często nic nie można na to poradzić. Pani Agnieszka nie próbuje wmawiać osobom przebywającym w hospicjum (bo o jej wolontariacie jest głównie ta książka), że będzie dobrze, że nie będzie bolało. Dla nich kłamstwo jest najgorszą formą dialogu. Ona po prostu jest przy nich. Czasami całymi godzinami milczy, czasami słucha i słucha... A czasami rozmawia o tym, co najtrudniejsze: o smutku, tęsknocie, śmierci. Można zadać sobie pytanie - po co czytać takie emocjonalne zapiski - z ciekawości, z chęci odkrycia sensacji..? Pewnie tak, jest wiele powodów, by sięgnąć po czyjś pamiętnik. Sama nie wiem, dlaczego go przeczytałam od deski do deski, ale teraz wiem, że miało to swój ukryty cel. Bardzo żałuję, że "Zorkownia" nie wpadła w me ręce wcześniej, gdy tak trudno było mi pogodzić się z opieką nad ukochaną babcią. Chyba nie docierało do mnie, jak mało czasu nam pozostało, jak dużo niewypowiedzianych słów było między nami i jak bardzo zmarnowałam te kilka ostatnich miesięcy...

Uprzedzałam, że będzie to dosyć osobisty wpis. Ale bardzo mi potrzebny. Taka polekturowa refleksja jest chyba potrzebna każdemu. A "Zorkownia" nadaje się do tego jak żadna inna książka. Pozostanie w moim domu, by w trudnych chwilach pożegnania się z kimś bliskim przypomnieć sobie, ile możemy zyskać, a co stracimy na zawsze.

...Idzie...*

*Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki. 

4 komentarze:

  1. Pożegnania z bliskimi to zawsze trudny moment, ale jeszcze gorzej jest wtedy gdy nie było nam dane tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To racja niestety... Takich chwil nie można przegapić, bo ich wspomnienia nie dadzą nam żyć :)

      Usuń
  2. Trudno się pisze takie osobiste wpisy, prawda? Ale czasem trzeba, bo inaczej rozpycha od środka.
    Pięknie napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami to siła wyższa i trzeba się trochę "wytrzewić". Dziękuję za miłe słowa, i przepraszam za zwłokę z odpowiedziami na komentarze, brak czasu, możliwości, a ostatnio jeszcze niektóre opcje bloggera szwankują. Ale lepiej później niż wcale :)
      pozdrawiam!

      Usuń