wtorek, 20 marca 2012

Upiory Czarnobyla

Autor: Wojciech Wiktorowski 
Wydawnictwo: Marginesy
Seria wydawnicza: Czarne karty
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 256
Ocena: 4,5


źródło: od wydawnictwa

Pobawmy się w skojarzenia: Czarnobyl.
1. Ukraina
2. Komunizm
3. Katastrofa
4. Elektrownia atomowa

Myślę, że moje skojarzenia nie odbiegają zbytnio od waszych. A więc tytuł powyższej książki także jednoznacznie daje do zrozumienia, o czym będzie to historia. Pomyliłby się jednak ten, kto tak jak ja pomyślał, że dowie się tu czegoś niespodziewanego, nowego odkryje tajemnicę czarnobylskiej katastrofy. 


O czym więc jest ta książka? O katastrofie. A precyzyjniej rzecz biorąc o jej skutkach lub jak kto woli, o oficjalnie ogłoszony braku skutków popromiennych. Ale do rzeczy. Pewien znany warszawski fizyk pracujący w najnowocześniejszym laboratorium badającym różnego rodzaju skażenia powietrza odkrywa, iż po wybuchu w elektrowni na Ukrainie nad Polską pojawiła się radioaktywna chmura. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż we wszelkich mediach informuje się o bardzo niskiej szkodliwości i braku zagrożenia. Jak to? Przecież wszyscy dobrze wiedzą, co grozi człowiekowi po nadmiernym napromieniowaniu: rak tarczycy, rak nerek i tysiące innych dolegliwości. Nie bez przyczyny z większości aptek w ciągu kilku godzin znika cały zapas płynu Lugola. Mimo wszystko władza idzie w zaparte i powołuje się na większość badań przeprowadzonych przez słynnych polskich fizyków. Sytuacja zdaje się opanowana. W Polsce powoli strach zamienia się w zwyczajną szarą rzeczywistość.

Kilka miesięcy po katastrofie w niewyjaśnionych okolicznościach umiera znany warszawski fizyk. Tak tak, ten sam, który wcześniej twierdził, iż skażenie znacznie przekracza dopuszczalne normy. Prokuratura jednoznacznie stwierdza: samobójstwo. Rzucił się z dachu 12-piętrowego budynku. Śmierć na miejscu. Krótka notka w prasie i po temacie. Pech chciał, iż fizyk ten miał znajomego, dziennikarza, który zainteresował się tematem i gdy tylko oficjalnie pożegnano się z komunizmem, zaczął prowadzić własne prywatne śledztwo na temat śmierci kolegi. Zaczyna zbierać dowody, odnajduje świadków zdarzenia i próbuje powili składać kryminalne puzzle. Jednak im więcej elementów, tym układanka trudniejsza do przejścia. Wszystko zaczyna się mieszać, fakty z pogłoskami, prawda z kłamstwem, ci z prawej  strony z tymi z lewej i w końcu nie wiadomo już kto z kim i dlaczego...?

Muszę przyznać, że powieść W. Wiktorowskiego zaskoczyła mnie, pozytywnie. Co prawda liczyłam na rozwiązanie zagadki tej najsłynniejszej i najbardziej tajemniczej katastrofy. Ale otrzymałam w zamian coś innego, równie cennego. Poznałam od środka tę fascynującą machinę, jaką są media. Zdałam sobie sprawę z tego jaką potrafią mieć moc i jak wiele osób ma na nią wpływ. I mimo, iż akcja książki dzieje się na początku lat 90tych ubiegłego wieku, to mam wrażenie, że praca w telewizji niewiele się od tego czasu zmieniła. I jeśli ktoś z góry nie będzie miał interesu w tym, by wyjaśnić niewyjaśnione, to prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, choćby ci poniżej stawali na rzęsach. To przede wszystkim uświadomiła mi książka W. Wiktorowskiego. Polecam i nakłaniam, by koniecznie przeczytać prolog, gdyż od niego zależy rozwiązanie zagadki, przynajmniej częściowe. 

Polecam "Upiory Czarnobyla", bo to naprawdę ciekawa proza i nietypowy temat w bardzo dobrej oprawie. I książka oczywiście oparta jest na faktach. Na dodatek bardzo ciekawie wydana - ostatnie strony zawierają wycinki z gazet, artykuły i notatki służbowe z pierwszych dni po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Mnie książka przypadła do gustu i śmiało polecam ją wszystkim, którzy lubią pobawić się w detektywów.   

4 komentarze:

  1. Może kiedyś przeczytam, bo rzeczywiście książka wydaje się być ciekawa, ale specjalnych poszukiwań urządzać nie będę, bo temat katastrofy nie wydaje mi się za bardzo ciekawy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ten temat zainteresował, choć z tej książki niewiele się o nim dowiedziałam :)

      Usuń
  2. Początkowo pomyślałam, że to nie dla mnie, ale zmieniłam zdanie i jak będzie okazja to na pewno przeczytam ! A Czarnobyl niestety pamietam i kolejkę w przychodni :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam wtedy roczek więc siłą rzeczy pamiętać nie mogę. Ale czasami rodzinka wspomina płyn Lugola i zakaz jedzenia marchewek z ogródka...

      Usuń